Po fenomenalnej i zaskakującej Celi 7 przyszedł czas na długo
wyczekiwaną kontynuację! Do lektury podeszłam pełna obaw, wszak
większość autorów ma problem z drugim tomem trylogii... czy moje obawy
były słuszne?
Książka jest ściśle połączona z powieścią Cela 7 i nie powinno się jej czytać oddzielnie. Po nieoczekiwanym zwrocie akcji, jaki miał miejsce w poprzedniej części, historia pisze się od nowa. Zupełnie nowe okoliczności, argumenty i motywy. Wszystko to sprawia, że cały system oparty na bezgranicznym karaniu przestępców śmiercią zaczyna chwiać się u podstaw.
A może nigdy nie był na tyle stabilny, aby zwyciężyć ponad empatią i ludzkimi odruchami?
Założeniem programu jest to, że jeżeli przestępcy będą srogo karani, inni nie będą popełniali przestępstw. W tych sprawach osądza społeczeństwo, to ludzkość decyduje, kto jest winny, a kto nie. Bez żadnych argumentów, dowodów, okoliczności łagodzących prosta sprawa winny bądź nie Wydawać by się mogło, że to rewelacyjny system, ile razy zdarzyło nam się narzekać na zbyt niskie wyroki za czyny niewybaczalne? Problem jednak tkwi w tym, że nie każdy czyn, choć z pozoru taki sam, w rzeczywistości powinien być karany w ten sam sposób… Samosądy i napędzanie lawiny nienawiści przez media, może prowadzić do skazywania niewinnych, do buntu, a w rezultacie do upadku systemu.
Kerry Drewery podjęła niewiarygodną tematykę, stara się jednocześnie otworzyć oczy na pewne aspekty związane z sądownictwem, a jednocześnie nie wychodzi poza ramy fikcji literackiej. Dzień 7 to dystopia w pełnej krasie, a sposób jej napisania wyróżnia ja na tle innych. Ponadto nie wydaje mi się, aby kiedykolwiek wcześniej ktoś podjął się takiego przedstawienia świata.
Dzięki narracji trzecioosobowej autorce udało się pokazać wszystkie strony tej historii. Narrator wszechwiedzący skrupulatnie przybliża nam poszczególne wydarzenia i emocje kłębiące się w bohaterach. W powieści nie znajdziemy sztywnego podziału na rozdziały, tutaj mamy przeskoki między programami telewizyjnymi, sytuacją Marthy a Isaaca.
Na tę opowieść składa się wiele czynników. Pierwszym, i zarazem najważniejszym, wątkiem jest niewątpliwie wizja przyszłości, w której sprawiedliwość wymierza społeczeństwo na podstawie tego, co serwują mu media. W tym momencie chciałabym się na chwilę zatrzymać, bo właśnie tym wątkiem autorka zmusiła mnie do refleksji. Zastanówmy się, czy właśnie nie na takiej podstawie najczęściej społeczeństwo stawia wyrok? Przypomnijcie sobie najgłośniejsze sprawy medialne, zauważcie, że nikt nie manipuluje społeczeństwem tak umiejętnie, jak media masowego przekazu. A teraz wyobraźnie sobie, że tylko na podstawie opinii medialnej wydawane są wyroki. Brzmi niewiarygodnie, prawda?
Książka jest ściśle połączona z powieścią Cela 7 i nie powinno się jej czytać oddzielnie. Po nieoczekiwanym zwrocie akcji, jaki miał miejsce w poprzedniej części, historia pisze się od nowa. Zupełnie nowe okoliczności, argumenty i motywy. Wszystko to sprawia, że cały system oparty na bezgranicznym karaniu przestępców śmiercią zaczyna chwiać się u podstaw.
A może nigdy nie był na tyle stabilny, aby zwyciężyć ponad empatią i ludzkimi odruchami?
Założeniem programu jest to, że jeżeli przestępcy będą srogo karani, inni nie będą popełniali przestępstw. W tych sprawach osądza społeczeństwo, to ludzkość decyduje, kto jest winny, a kto nie. Bez żadnych argumentów, dowodów, okoliczności łagodzących prosta sprawa winny bądź nie Wydawać by się mogło, że to rewelacyjny system, ile razy zdarzyło nam się narzekać na zbyt niskie wyroki za czyny niewybaczalne? Problem jednak tkwi w tym, że nie każdy czyn, choć z pozoru taki sam, w rzeczywistości powinien być karany w ten sam sposób… Samosądy i napędzanie lawiny nienawiści przez media, może prowadzić do skazywania niewinnych, do buntu, a w rezultacie do upadku systemu.
Kerry Drewery podjęła niewiarygodną tematykę, stara się jednocześnie otworzyć oczy na pewne aspekty związane z sądownictwem, a jednocześnie nie wychodzi poza ramy fikcji literackiej. Dzień 7 to dystopia w pełnej krasie, a sposób jej napisania wyróżnia ja na tle innych. Ponadto nie wydaje mi się, aby kiedykolwiek wcześniej ktoś podjął się takiego przedstawienia świata.
Dzięki narracji trzecioosobowej autorce udało się pokazać wszystkie strony tej historii. Narrator wszechwiedzący skrupulatnie przybliża nam poszczególne wydarzenia i emocje kłębiące się w bohaterach. W powieści nie znajdziemy sztywnego podziału na rozdziały, tutaj mamy przeskoki między programami telewizyjnymi, sytuacją Marthy a Isaaca.
Na tę opowieść składa się wiele czynników. Pierwszym, i zarazem najważniejszym, wątkiem jest niewątpliwie wizja przyszłości, w której sprawiedliwość wymierza społeczeństwo na podstawie tego, co serwują mu media. W tym momencie chciałabym się na chwilę zatrzymać, bo właśnie tym wątkiem autorka zmusiła mnie do refleksji. Zastanówmy się, czy właśnie nie na takiej podstawie najczęściej społeczeństwo stawia wyrok? Przypomnijcie sobie najgłośniejsze sprawy medialne, zauważcie, że nikt nie manipuluje społeczeństwem tak umiejętnie, jak media masowego przekazu. A teraz wyobraźnie sobie, że tylko na podstawie opinii medialnej wydawane są wyroki. Brzmi niewiarygodnie, prawda?
Kolejnym
wątkiem jest drugoplanowy wątek miłosny. W tej trylogii autorka
postawiła na wątek miłosny, który jest rozwinięty już w momencie
poznawania fabuły przez czytelnika. W przypadku takiego zabiegu nie może
być mowy o ocenianiu przeze mnie faktu, czy wątek jest prawdziwy, czy
też nie do końca. Mogę jedynie ocenić jego stan faktyczny, a fakty są
takie, że tych dwoje kocha się miłością pierwotną, piękną i taką, która
potrafi przenieść górę, aby tylko nie dopuścić do skrzywdzenia partnera.
Piękny wątek, choć jest raczej tłem do głównych wydarzeń, nie traci na
realności, a momentami wyłania się na pierwszy plan, uwiarygadniając w
ten sposób całą fabułę.
Dzień 7 to fenomenalna kontynuacja zjawiskowej Celi 7. Nie spodziewałam się, że wciągnie mnie do tego stopnia, pochłonie w wir wydarzeń i zaskoczy zwrotami akcji. Kerry Drewery po raz kolejny zaskoczyła mnie zakończeniem i sprawiła, że z zapartym tchem czekam na finałowy tom trylogii.
Dzień 7 to fenomenalna kontynuacja zjawiskowej Celi 7. Nie spodziewałam się, że wciągnie mnie do tego stopnia, pochłonie w wir wydarzeń i zaskoczy zwrotami akcji. Kerry Drewery po raz kolejny zaskoczyła mnie zakończeniem i sprawiła, że z zapartym tchem czekam na finałowy tom trylogii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz