Zimna, obojętna, zraniona. Zamknięta w sobie, zapomniana, naznaczona
bliznami. Parker – w swoim wieku powinna cieszyć się życiem, czerpać z
niego garściami, mieć bogate życie towarzyskie i grono przyjaciół.
Niestety jej życie skończyło się z dniem, kiedy została zaatakowana. Jej
twarz na zawsze już zostanie zaorana bliznami, a ciekawskie spojrzenia
przechodniów będą palić żywym ogniem. Nieoczekiwanie wszystko odmienia
się, kiedy dostaje wiadomość z nieznanego numeru. Szybko okazuję się, że
SMS został wysłany omyłkowo. Ta jedna pomyłka prowadzi do burzliwej
znajomości Parker z Everett. Ich niby-przyjaźń zostaje wystawiona na ciężką próbę, bo na jaw wychodzi przyczyna dziwnego zachowania Everetta… chłopak umiera, zostało mu niewiele życia i chce je przeżyć najintensywniej, jak to tylko możliwe.
Spodziewałam się po tej książce wszystkiego, jednak odrobinę obawiałam się tematyki śmierci. W ostatnim czasie takie powieści zalały rynek, jednak z Dziesięć poniżej zera jest inaczej, jest intensywnej, wyjątkowo, zaskakująco, a co najważniejsze emocjonująco. Za sprawą pierwszoosobowej narracji możemy się idealnie wtopić w otoczenie, poczuć się jak obserwatorzy czyjegoś życia i zrozumieć postępowanie głównych bohaterów. Narratorem przewodnim jest Parker, dziewczyna, którą życie paskudnie doświadczyło i zaznaczyło przeraźliwymi bliznami, nie tylko tymi widocznymi na ciele, ale również tymi, które niszczą jej psychikę. Dziewczyna jest samotnikiem, odludkiem, nie ma przyjaciół, rodziny, nikogo, kto mógłby się zainteresować jej losem, kto mógłby ją wspierać i angażować się w jej życie. Może właśnie z tego względu jej znajomość z Everett jest tak intensywna i niespodziewana. Bohaterów niemal od początku do siebie ciągnie, jednak nie może być mowy o szybkim, sztampowym zakochaniu się. Tutaj wszystko rozgrywa się we własnym tempie i choć bohaterowie czują do siebie wielki pociąg seksualny, to jednak nie pozwalają sobie na głębsze uczucia, w sytuacji Everetta jest to zupełnie zrozumiałe. Parker natomiast przeżyła traumę, do dziś zmaga się ze stresem pourazowym, jej wszelkie decyzje i wycofanie są następstwem tragicznych wydarzeń, jakie ja spotkały.
Whitney Barbetti stworzyła postacie do bólu realne, pokiereszowane przez życie, z trudną przeszłością i niejasną przyszłością. Wycisnęła z wykreowanych przez siebie bohaterów cały potencjał, sprawiła, że jako czytelnik zaczęłam żyć życiem Parker i Everetta. Wzbudziła we mnie emocje, skrajnie różne. W powieści Dziesięć poniżej zera znajdziemy tyle samo miłości, co złości. Smutek jest idealnie wyważony z radością, a słowne potyczki bohaterów uzupełniają fabułę, tworząc coś, co w żaden sposób nie odbiega od naturalności. Jestem osobą, która uwielbia tak skomplikowane postacie, kocham analizować, szukać drugiego dna, dopatrywać się czegoś szczególnego w bohaterach, a Whitney Barbetti mi to umożliwiła. Ponad cały tragizm płynący z życia bohaterów autorce udało się wpleść w ich historię wiele pozytywów, pokazując tym samym, że życie nigdy nie jest tylko czarne bądź tylko białe, życie jest różnobarwne, a każda barwa opisuje inne emocje, uczucia i nasz strach.
W tej powieści został uwypuklony strach. Strach głównej bohaterki przed nieznanym, przed obcymi, przed mężczyznami. Wynika to między innymi z tego, że niegdyś została napadnięta. Zaadaptowanie się na nowo w społeczeństwo, nie ułatwia fakt, że dziewczyna ma połowę twarzy w bliznach, co tylko pogłębia jej stan psychiczny. Każdy ocenia ja przez pryzmat wyglądu, tylko Everett stara się w niej dostrzec, to co na pierwszy rzut oka niewidoczne. Główny bohater również jest postacią mocno skomplikowaną, dzięki tej niemu autorce udało się przekazać wartość, o której w pogoni codzienności zapominamy, mianowicie: żyj pełną piersią, bo życie masz tylko jedno i ważne, abyś je przeżywał intensywnie, a nie wegetował! Ilu z nas może powiedzieć, że żyje, jak chce, że żyje na pełnej petardzie, nie boi się ryzykować, stawiać wszystkiego na jedną kartę i cieszyć się z sukcesów. No właśnie niewielu. Często zamykamy się w sobie, cieszymy się z tego, co jest, nie chcąc sięgać po więcej w obawie o niepowodzenie. Ilu z nas przywiązuję zbyt wielką wagę do rzeczy materialnych, zapominając, że to wszystko jest ulotne i kruche, nie ma żadnej wartości duchowej. Nasi bohaterowie, a szczególnie Parker, nie żyje tak, jak powinna, nie trudno się jej dziwić, jednak jej obojętność zaczyna zapędzać ją w kozi róg. Dziewczyna boi się czuć, bo wie, że jakiekolwiek uczucia, ulokowane w nieodpowiednich ludzi, mogą kosztować ją więcej bólu, niż jest w stanie na siebie przyjąć. Ona chce żyć, w spokoju, bez uniesień, bez emocji, bez szczęścia… tylko, czy takie życie można jeszcze nazywać życiem?
Przy zakończeniu warto wspomnieć, że Dziesięć poniżej zera nie trwa wiecznie, mróz kiedyś odchodzi. Wszystko kiedyś przemija, po burzy wychodzi słońce, a po najmroźniejszej zimie zawsze przyjdzie wiosna. Warto wierzyć w to, że nasze życie ma w sobie tyle samo radości, co smutku. Tyle samo wzlotów i upadków, warto po każdym sięgnięciu dna odbić się od niego i wypłynąć ponad powierzchnię. Warto, bo życie jest tego wartę, bo my jesteśmy tego warci. Dziesięć poniżej zera to iskierka, która daje zapłon różnym myślą, zmusza do refleksji i daje nadzieję na lepszą przyszłość, lepsze jutro.
Dziesięć poniżej zera to wyjątkowa opowieść, pokazująca życie z zupełnie innej strony, niż możemy obserwować na co dzień. To powieść udowadniająca, że każdy z nas potrzebuje bakcyla do życia, osoby, o którą może się troszczyć i, która będzie się troszczyła o niego. Każdy z nas zasługuje na miłość i szacunek bez względu na to, co sam sobie wmawia. Whitney Barbetti zalała mnie prawdziwym tsunami emocji, wycisnęła ze mnie wszystkie łzy, jednocześnie mnie rozśmieszając i ukazując mi inne perspektywy życia. Wierzę, że gdzieś na świecie jest taka Parker, która pomimo niepowodzeń zasługuje na to, co najlepsze. Polecam tę książkę z całego serca i gwarantuję, że wielbiciele skrajnych emocji, będą usatysfakcjonowani, a ta wyjątkowa historia zapadnie głęboko w serca i umysły.
Spodziewałam się po tej książce wszystkiego, jednak odrobinę obawiałam się tematyki śmierci. W ostatnim czasie takie powieści zalały rynek, jednak z Dziesięć poniżej zera jest inaczej, jest intensywnej, wyjątkowo, zaskakująco, a co najważniejsze emocjonująco. Za sprawą pierwszoosobowej narracji możemy się idealnie wtopić w otoczenie, poczuć się jak obserwatorzy czyjegoś życia i zrozumieć postępowanie głównych bohaterów. Narratorem przewodnim jest Parker, dziewczyna, którą życie paskudnie doświadczyło i zaznaczyło przeraźliwymi bliznami, nie tylko tymi widocznymi na ciele, ale również tymi, które niszczą jej psychikę. Dziewczyna jest samotnikiem, odludkiem, nie ma przyjaciół, rodziny, nikogo, kto mógłby się zainteresować jej losem, kto mógłby ją wspierać i angażować się w jej życie. Może właśnie z tego względu jej znajomość z Everett jest tak intensywna i niespodziewana. Bohaterów niemal od początku do siebie ciągnie, jednak nie może być mowy o szybkim, sztampowym zakochaniu się. Tutaj wszystko rozgrywa się we własnym tempie i choć bohaterowie czują do siebie wielki pociąg seksualny, to jednak nie pozwalają sobie na głębsze uczucia, w sytuacji Everetta jest to zupełnie zrozumiałe. Parker natomiast przeżyła traumę, do dziś zmaga się ze stresem pourazowym, jej wszelkie decyzje i wycofanie są następstwem tragicznych wydarzeń, jakie ja spotkały.
Whitney Barbetti stworzyła postacie do bólu realne, pokiereszowane przez życie, z trudną przeszłością i niejasną przyszłością. Wycisnęła z wykreowanych przez siebie bohaterów cały potencjał, sprawiła, że jako czytelnik zaczęłam żyć życiem Parker i Everetta. Wzbudziła we mnie emocje, skrajnie różne. W powieści Dziesięć poniżej zera znajdziemy tyle samo miłości, co złości. Smutek jest idealnie wyważony z radością, a słowne potyczki bohaterów uzupełniają fabułę, tworząc coś, co w żaden sposób nie odbiega od naturalności. Jestem osobą, która uwielbia tak skomplikowane postacie, kocham analizować, szukać drugiego dna, dopatrywać się czegoś szczególnego w bohaterach, a Whitney Barbetti mi to umożliwiła. Ponad cały tragizm płynący z życia bohaterów autorce udało się wpleść w ich historię wiele pozytywów, pokazując tym samym, że życie nigdy nie jest tylko czarne bądź tylko białe, życie jest różnobarwne, a każda barwa opisuje inne emocje, uczucia i nasz strach.
W tej powieści został uwypuklony strach. Strach głównej bohaterki przed nieznanym, przed obcymi, przed mężczyznami. Wynika to między innymi z tego, że niegdyś została napadnięta. Zaadaptowanie się na nowo w społeczeństwo, nie ułatwia fakt, że dziewczyna ma połowę twarzy w bliznach, co tylko pogłębia jej stan psychiczny. Każdy ocenia ja przez pryzmat wyglądu, tylko Everett stara się w niej dostrzec, to co na pierwszy rzut oka niewidoczne. Główny bohater również jest postacią mocno skomplikowaną, dzięki tej niemu autorce udało się przekazać wartość, o której w pogoni codzienności zapominamy, mianowicie: żyj pełną piersią, bo życie masz tylko jedno i ważne, abyś je przeżywał intensywnie, a nie wegetował! Ilu z nas może powiedzieć, że żyje, jak chce, że żyje na pełnej petardzie, nie boi się ryzykować, stawiać wszystkiego na jedną kartę i cieszyć się z sukcesów. No właśnie niewielu. Często zamykamy się w sobie, cieszymy się z tego, co jest, nie chcąc sięgać po więcej w obawie o niepowodzenie. Ilu z nas przywiązuję zbyt wielką wagę do rzeczy materialnych, zapominając, że to wszystko jest ulotne i kruche, nie ma żadnej wartości duchowej. Nasi bohaterowie, a szczególnie Parker, nie żyje tak, jak powinna, nie trudno się jej dziwić, jednak jej obojętność zaczyna zapędzać ją w kozi róg. Dziewczyna boi się czuć, bo wie, że jakiekolwiek uczucia, ulokowane w nieodpowiednich ludzi, mogą kosztować ją więcej bólu, niż jest w stanie na siebie przyjąć. Ona chce żyć, w spokoju, bez uniesień, bez emocji, bez szczęścia… tylko, czy takie życie można jeszcze nazywać życiem?
Przy zakończeniu warto wspomnieć, że Dziesięć poniżej zera nie trwa wiecznie, mróz kiedyś odchodzi. Wszystko kiedyś przemija, po burzy wychodzi słońce, a po najmroźniejszej zimie zawsze przyjdzie wiosna. Warto wierzyć w to, że nasze życie ma w sobie tyle samo radości, co smutku. Tyle samo wzlotów i upadków, warto po każdym sięgnięciu dna odbić się od niego i wypłynąć ponad powierzchnię. Warto, bo życie jest tego wartę, bo my jesteśmy tego warci. Dziesięć poniżej zera to iskierka, która daje zapłon różnym myślą, zmusza do refleksji i daje nadzieję na lepszą przyszłość, lepsze jutro.
Dziesięć poniżej zera to wyjątkowa opowieść, pokazująca życie z zupełnie innej strony, niż możemy obserwować na co dzień. To powieść udowadniająca, że każdy z nas potrzebuje bakcyla do życia, osoby, o którą może się troszczyć i, która będzie się troszczyła o niego. Każdy z nas zasługuje na miłość i szacunek bez względu na to, co sam sobie wmawia. Whitney Barbetti zalała mnie prawdziwym tsunami emocji, wycisnęła ze mnie wszystkie łzy, jednocześnie mnie rozśmieszając i ukazując mi inne perspektywy życia. Wierzę, że gdzieś na świecie jest taka Parker, która pomimo niepowodzeń zasługuje na to, co najlepsze. Polecam tę książkę z całego serca i gwarantuję, że wielbiciele skrajnych emocji, będą usatysfakcjonowani, a ta wyjątkowa historia zapadnie głęboko w serca i umysły.
Garść moich amatorskich grafik z cytatami:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz