08:00

Kolejna ekranizacja, która nie odzwierciedla książki? Czy może wręcz przeciwnie? ,,Zanim się pojawiłeś" — film.

reżyseria:Thea Sharrock
scenariusz:Jojo Moyes
gatunek:Dramat
produkcja:USA
premiera: 10 czerwca 2016 (Polska)













Zapewne wielu z was słyszało o ekranizacji powieści Jojo Moyes Zanim się pojawiłeś. Jakiś czas temu przeczytałam książkę, skłoniona między innymi faktem, iż ktoś zechciał ją przedstawić na wielkim ekranie. Książka bardzo mi się podobała, ale nie wzbudziła we mnie skrajnych emocji, nie płakałam na nią, choć smutek na długo mnie opanował. Jednak dziś nie będę mówiła o książce, o niej powiedziałam już wszystko w recenzji, która znajdziecie TUTAJ.
Dziś powiem wam o filmie, nie mówię o ekranizacjach często, bo nie zawsze mam ochotę pisać o filmach. Jednak czasami filmy wzbudzają w nas jakieś emocje, które również musimy opisać. 

Przybliżając fabułę. 

Lou Clark, młoda zdolna kobieta. Od kilku lat w związku z Patrickiem. Niezwykle inteligentna i pełna humoru. Staje właśnie na rozdrożu swoich życiowych dróg. Straciła prace i nie wie, w którą stronę powinna się udać, aby na nowo poukładać swoje życie. Tak trafia na ofertę pracy u Willa, mężczyzny, któremu życie zabrało więcej, niż dało. Chłopak został ciężko ranny w wypadku motocyklowym, cierpi teraz na niedowład czterokończynowy, Lou wprowadzi do jego życia odrobinę promieni słonecznych i oświetli panujący w nim mrok.

Żródło



Aktorzy jakich (nie)wiele.

W rolę głównej bohaterki Lou Clark wcieliła się aktorka Emilia Clarke, dla mnie to było pierwsze spotkanie z grą aktorską tej pani, jednak wspominam to bardzo miło. Lou została odzwierciedlona idealnie, udało się uchwycić jej charyzmę i oryginalność, oraz pokazać, że w głębi duszy jest odrobinę nieśmiała i zagubiona.
W rolę niepełnosprawnego Willa wcielił się Sam Claflin, który ponad wdziękiem zewnętrznym wykazał się dużymi umiejętnościami aktorskimi. Wcześniej widziałam już film z Samem i jak mało, który aktor, ten potrafi zaczarować uśmiechem i błyskiem w oku. Pasuje jak ulał do roli Willa, który wszak był przystojnym mężczyzną.
Najbardziej (poza Willem) zachwyciła mnie rola Patrica, ponieważ w tę postać wcielił się uwielbiany przeze mnie Matthew Lewis. Matthew zagrał świetnie, poprzez sympatie do aktora, zaczęłam współczuć Patricowi... a przecież uważałam go za mężczyznę samolubnego.
Kończąc rzeczy oczywiste o aktorach, dodam, że zostali dobrani idealnie do swoich ról
i wykazali się wielkim talentem, szczególnie zachwycił mnie Sam, ponieważ miał najtrudniejszą rolę do odegrania.

Film zgodny z książką?
 Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie można całej książki idealnie odzwierciedlić, ale zwracam uwagę na kilka kwestii, które zawarte w książce da się pokazać na ekranie. Między innymi 
  • relacje bohaterów
  • sens fabuły
  • emocje
  • morał
Te rzeczy, które są dla mnie ważne w książce i zostały przekazane na ekranie, między innymi dlatego uważam ten film za godny polecenia.

Emocje! EMOCJE! EMOCJE!

 W recenzji książki pisałam, że wzbudziła ona we mnie skrajne emocje, ale nie sprawiła, że w moim oku zakręciła się łza. Twórcą filmu udało się uruchomić moje kanaliki łzowe i sprawić, że wylałam niekontrolowanie morze łez. Wcale nie chodzi tutaj o zakończenie, które było dla mnie oczywistością, jednak mowa o przekazaniu wszystkiego w taki sposób, że nie można przejść obojętnie. Na samych końcowych scenach nie płakałam, jednak rozmowa Willa z Lou na plaży wywołała we mnie spazmatyczne napady płaczu. Chciałam krzyczeć (w kinie jednak nie wypada), zaczęłam postrzegać Willa za strasznie egocentrycznego dupka... a przecież go rozumiałam, wiedziałam, jaka jest jego decyzja, mimo to nie potrafiłam, po raz kolejny, się z nią pogodzić. Myślę, że kto oglądał film, przyzna mi rację... scena na plaży bije wszystkie inne na głowę! Pierwszy raz w historii mojej czytelniczej przygody zdarzyło mi się, aby film wzruszył mnie dogłębniej niż książka...


Źródło


Morał

Dla mnie książka Zanim się pojawiłeś to taka opowieść, która zmusza do refleksji i do odpowiedzenia sobie na pytanie Czy żyję pełnią życia? Rzadko kiedy film potrafi pobudzić mnie do myślenia, ale po obejrzeniu tej ekranizacji, moje myśli ponownie zatrzymały się na wyżej zadanym pytaniu, a ja tkwiłam w zawieszeniu przez kilka chwil, zastanawiając się nad kruchością życia i zdrowia.

Jednak jest coś na, co muszę ponarzekać.

No dobrze! Nie będzie to jęk rozpaczy i płacz rozżalenia, a jedynie drobny szczegół, który rzucił się w moje (jeszcze niezapłakane) oczy. Mówię mianowicie o odzwierciedleniu roli Pani Traynor, Janet McTeer zagrała bardzo dobrze, ale jednak jej wizerunek był zbyt ciepły. Ja wyobraziłam sobie mamę Willa jako zimną, aczkolwiek kochającą kobietę, trochę mi obraz Janet McTeer, nie współgrał z moimi wyobrażeniami tej kobiety. Co nie znaczy, że jest to jakaś wada filmu... O NIE, jest to tylko moje drobne subiektywne odczucie. 

Polecam, POLECAM, POLECAM!

I jeszcze raz polecam. Film naprawdę robi wrażenie. Musicie mi uwierzyć na słowo, bo rzadko kiedy zachwycam się do tego stopnia ekranizacją książki. Zazwyczaj więcej marudzę, brakuje mi jakichś emocji, narzekam na pominięte relacje, a tutaj nic takiego nie miało miejsca, wszystko, co chciałam zobaczyć, zobaczyłam i wzruszyłam się, mimo że nie powinnam, bo przecież już znam fabułę! Jednocześnie mówię, aby panie nie bały się zaproponować tego filmu swoim mężom... mój małżonek, choć nielubiący romansów i wzruszających scen, odnalazł się idealnie w filmie, Zanim się pojawiłeś i po zakończeniu seansu stwierdził, że ten film to dobry pomysł na wieczór.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Książko, miłości moja. , Blogger