Moja dzisiejsza notatka, może nie przypominać
opinii, może zawierać spoilery, a wszystko przez to, że chyba jeszcze
żadna książka nie obudziła we mnie takiej frustracji. Chciałabym
zapomnieć o treści, ale nie mogę… chcę, abyście i wy dowiedzieli się, co
tak mocno mnie sfrustrowało w tej opowieści.
Zaczniemy jednak standardowo, od opisu fabuły. Patrycja jako mała dziewczynka straciła matkę, zmuszona sytuacją życiową przeprowadza się do małej wioski, aby zamieszkać ze swoją babką Heleną. Ojciec dziewczynki planuje ślub z dawną miłością, jednak w jego nowym życiu nie ma już miejsca na córkę – ma nową rodzinę. Dziewczynka pomimo przeciwności losu stara się cieszyć życiem, poznawać świat, a jej największym marzeniem jest zobaczenie morza.
Historię poznajemy, kiedy nasza główna bohaterka – Patrycja jest w podróży. W czasie przedłużającej się jazdy pociągiem dziewczyna zamyśla się, a retrospekcje tworzą pierwszą część powieści. Poznajemy dziewczynkę i jej losy, sprzed tajemniczej podróży. Nie wiemy, dokąd się wybiera, ani jak znalazła się w tym miejscy życia… wszystko to przed nami.
Większa część akcji dzieje się w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, przeplatają się one z latami dziewięćdziesiątymi. Klimat tych odrobinę szalonych jednocześnie prostych lat został idealnie oddany na kartach tej powieści.
Zapytacie zatem skąd moja irytacja, skąd tak burzliwy początek? Już wyjaśniam!
Mała Patrycja trafia pod opiekę babki, jest wszystko dobrze, choć dziewczynka czuje się zagubiona, zapomniana, samotna. Początek książki naprawdę mnie wciągnął, myślałam, że to może być coś przyjemnego, a jednocześnie pełnego emocji. Niestety… autorka już w początkowej fazie powieści umieściła akt, który jest dla mnie nie do przyjęcia! Mianowicie molestowanie nieletniej. Nawet nie sam wątek pedofilski mnie rozgoryczył, niestety takie rzeczy się zdarzają i trzeba o nich mówić głośno! Jednak to, w jaki sposób autorka opisała ten epizod i co z niego zrobiła woła o pomstę do nieba! Nie rozumiem, jak kobieta może stworzyć coś takiego. W jednej ze scen Patrycja jest molestowana przez sporo starszego sąsiada -przyjaciela rodziny – Zygmunta. Ten czyn już sam w sobie jest zły, szkoda tylko, że przez autorkę został przedstawiony jako coś normalnego, co „każdemu może się zdarzyć po alkoholu”. Nie! Ludzie, no nie! W jednej scenie nasza bohaterka jest molestowana, płacze po tym, ale dość szybko zapomina, co właściwie się wydarzyło, przecież i tak jest samotna i nie ma komu się wygadać. Jednak najgorsze jest to, że autorka stara się wybielić oprawcę w oczach czytelnika, nagle robi z niego anioła stróża Patrycji, który jej pomaga. W dodatku w czasie ekspozycji postaci Zygmunta autorka pokazuje jego skruchę, tłumaczy zachowanie, twierdząc, że był pijany! Nie kupuję tego i uważam, że wątek ten został przedstawiony w sposób patologiczny i na wskroś zły! Pokazuje tylko tyle, że jeżeli ofiara molestowania jest zbyt bezbronna, to ma przyjmować wszystko, co los dla niej ma! Gdzie konsekwencja takiego wątku? Gdzie jego poprowadzenie, nie rozumiem, jaki był cel autorki, aby wpleść to wydarzenie w całość, nic to nie wnosi, w żaden sposób nie kształtuje bohaterki, nie pokazuje jako złego czynu. Oczekiwałam, trwałam i myślałam, że autorka, choć odizoluje bohaterkę od Zygmunta, pokaże jej strach przed nim, uwydatni, że to, co stało się pewnej nocy, było złe! Nic takiego się nie stało, a wręcz odwrotnie Zygmunt nadal odwiedza rodzinę, a Patrycja zachowuje się jak gdyby nigdy nic. Żadnego bólu, psychicznego załamania… Zygmunt staje się wręcz dla Patrycji przyjacielem. A co tam raz zdarzyło mu się po pijaku ją molestować, ale to nic takiego, raz to można. NIE!!!
Tej książki już nic w moich oczach nie uratuje. Ani przystępny język, ani gładkość przejścia między przeszłością a teraźniejszością. Moja frustracja, która narastała z każdym akapitem bierności, nie pozwoliła mi odnaleźć w tej książce opowieści o samotności i spełnianiu marzeń. Chcę zapomnieć o tej historii i liczę na to, że nigdy nie wpadnie ona w ręce żadnej młodej dziewczyny, bo jedyne, co wyniosłam z treści to stwierdzenie, że po pijaku to wszystko można – molestować, gwałcić. A jeden zły czyn się nie liczy, bo raz to nie grzech…
Zaczniemy jednak standardowo, od opisu fabuły. Patrycja jako mała dziewczynka straciła matkę, zmuszona sytuacją życiową przeprowadza się do małej wioski, aby zamieszkać ze swoją babką Heleną. Ojciec dziewczynki planuje ślub z dawną miłością, jednak w jego nowym życiu nie ma już miejsca na córkę – ma nową rodzinę. Dziewczynka pomimo przeciwności losu stara się cieszyć życiem, poznawać świat, a jej największym marzeniem jest zobaczenie morza.
Historię poznajemy, kiedy nasza główna bohaterka – Patrycja jest w podróży. W czasie przedłużającej się jazdy pociągiem dziewczyna zamyśla się, a retrospekcje tworzą pierwszą część powieści. Poznajemy dziewczynkę i jej losy, sprzed tajemniczej podróży. Nie wiemy, dokąd się wybiera, ani jak znalazła się w tym miejscy życia… wszystko to przed nami.
Większa część akcji dzieje się w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, przeplatają się one z latami dziewięćdziesiątymi. Klimat tych odrobinę szalonych jednocześnie prostych lat został idealnie oddany na kartach tej powieści.
Zapytacie zatem skąd moja irytacja, skąd tak burzliwy początek? Już wyjaśniam!
Mała Patrycja trafia pod opiekę babki, jest wszystko dobrze, choć dziewczynka czuje się zagubiona, zapomniana, samotna. Początek książki naprawdę mnie wciągnął, myślałam, że to może być coś przyjemnego, a jednocześnie pełnego emocji. Niestety… autorka już w początkowej fazie powieści umieściła akt, który jest dla mnie nie do przyjęcia! Mianowicie molestowanie nieletniej. Nawet nie sam wątek pedofilski mnie rozgoryczył, niestety takie rzeczy się zdarzają i trzeba o nich mówić głośno! Jednak to, w jaki sposób autorka opisała ten epizod i co z niego zrobiła woła o pomstę do nieba! Nie rozumiem, jak kobieta może stworzyć coś takiego. W jednej ze scen Patrycja jest molestowana przez sporo starszego sąsiada -przyjaciela rodziny – Zygmunta. Ten czyn już sam w sobie jest zły, szkoda tylko, że przez autorkę został przedstawiony jako coś normalnego, co „każdemu może się zdarzyć po alkoholu”. Nie! Ludzie, no nie! W jednej scenie nasza bohaterka jest molestowana, płacze po tym, ale dość szybko zapomina, co właściwie się wydarzyło, przecież i tak jest samotna i nie ma komu się wygadać. Jednak najgorsze jest to, że autorka stara się wybielić oprawcę w oczach czytelnika, nagle robi z niego anioła stróża Patrycji, który jej pomaga. W dodatku w czasie ekspozycji postaci Zygmunta autorka pokazuje jego skruchę, tłumaczy zachowanie, twierdząc, że był pijany! Nie kupuję tego i uważam, że wątek ten został przedstawiony w sposób patologiczny i na wskroś zły! Pokazuje tylko tyle, że jeżeli ofiara molestowania jest zbyt bezbronna, to ma przyjmować wszystko, co los dla niej ma! Gdzie konsekwencja takiego wątku? Gdzie jego poprowadzenie, nie rozumiem, jaki był cel autorki, aby wpleść to wydarzenie w całość, nic to nie wnosi, w żaden sposób nie kształtuje bohaterki, nie pokazuje jako złego czynu. Oczekiwałam, trwałam i myślałam, że autorka, choć odizoluje bohaterkę od Zygmunta, pokaże jej strach przed nim, uwydatni, że to, co stało się pewnej nocy, było złe! Nic takiego się nie stało, a wręcz odwrotnie Zygmunt nadal odwiedza rodzinę, a Patrycja zachowuje się jak gdyby nigdy nic. Żadnego bólu, psychicznego załamania… Zygmunt staje się wręcz dla Patrycji przyjacielem. A co tam raz zdarzyło mu się po pijaku ją molestować, ale to nic takiego, raz to można. NIE!!!
Tej książki już nic w moich oczach nie uratuje. Ani przystępny język, ani gładkość przejścia między przeszłością a teraźniejszością. Moja frustracja, która narastała z każdym akapitem bierności, nie pozwoliła mi odnaleźć w tej książce opowieści o samotności i spełnianiu marzeń. Chcę zapomnieć o tej historii i liczę na to, że nigdy nie wpadnie ona w ręce żadnej młodej dziewczyny, bo jedyne, co wyniosłam z treści to stwierdzenie, że po pijaku to wszystko można – molestować, gwałcić. A jeden zły czyn się nie liczy, bo raz to nie grzech…
Wydawnictwo Szara godzina.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz