09:56

Gwiazdy, które spłonęły - Melissa Falcon Field



 
Małżeństwo — związek dwojga ludzi, którzy zdecydowali się być ze sobą na dobre i na złe. Jednak, jak to w życiu bywa, czasami zło wypływa na powierzchnie i niekoniecznie potrafimy sobie z nimi poradzić...

Claire to szczęśliwa żona i matka. Do momentu przeprowadzki emanowała szczęściem, czuła się spełniona przy ukochanych ludziach w swoim małym miejscu na ziemi. Jednak dziś, w innym miejscu, nie potrafi żyć dawnym życiem. Jej małżeństwo przestało być związkiem pełnym romantyczności i miłosnych uniesień, stało się smutnym przyzwyczajeniem. Na domiar nieszczęść, na jednym z portali społecznościowych, Clarie zostaje odnaleziona przez swojego byłego partnera. Czy pierwsza miłość zapłonie ponownym ogniem, a małżeństwo, wystawione na ciężką próbę przetrwa?

Opis sugerował mi książkę, która zagwarantuje emocje, szybsze bicie serca, wewnętrzne walki i rozterki głównej bohaterki, a przede wszystkim obiecał, że przedstawi mi kobietę, która pomimo spełnienie, nie czuje się do końca szczęśliwą... Szkoda tylko, że te obietnice autorka ubrała w tak nudne zdania, wymuszone dialogi i bohaterów, z którymi nijak nie mogłam się zjednać.

W książce Gwiazdy, które spłonęły mamy narrację pierwszoosobową damską, główną narratorką jest Claire. Myślałam, że jako kobieta, matka, będę w stanie zrozumieć rozgoryczenie bohaterki, jej problemy i niespełnione marzenia. Jednak tak się nie stało. Miałam wrażenie, że kobieta ta jest pełna sprzeczności, tęskni a czymś, czego sama nie potrafi nazwać. Cieszy się z macierzyństwa, choć miałam momentami wrażenie, że to tylko maska, którą zakłada, aby nikogo nie zawieść, aby być tą, za jaką pragnie uchodzić. Ma wspaniałego męża, cudowną rodzinę, a mimo to szuka uniesień, które mogą zniszczyć całą tę idyllę.

A mogło być tak pięknie...

Naprawdę uważam, że w tej historii tkwił wielki potencjał. Autorka mogła wycisnąć z tego więcej, mocniej osadzić bohaterów w fabule, uargumentować ich rozterki wyraźniej, głębiej, a przede wszystkim wyzbyć się zapychaczy, które w skuteczny sposób deptały kiełkujące emocje. Uważam, że w Claire nie było nic, co mogłoby w jakimkolwiek stopniu mnie wzruszyć, sprawić, że zaczęłabym jej współczuć, czy chociaż mogłabym zrozumieć jej postępowanie. Byłam przekonana, że Melissa Falcon Field będzie umieć zbudować kobietę, matkę, taką jak my wszystkie z pozoru szczęśliwą, a jednak odrobinę tęskniącą za chwilami uniesień, za tą małą chwilą spokoju i odosobnienia. Niestety autorka potraktowała to powierzchownie, przy narracji pierwszoosobowej, mogła poświęcić więcej czasu na monologi bohaterki, pokazać, jak ona widzi świat, macierzyństwo, a nie skupiać się na opisie codziennych czynności.
Przestaliśmy odnajdywać siebie nawzajem. Przestaliśmy sobie pomagać i wspierać się w pracy, przestaliśmy nawet śmiać się z absurdów.

Małżeństwo jakich wiele...

Mam wrażenie, że pomimo tego, iż żyjemy w XXI wieku, nadal mamy wiele małżeństw, w których to kobieta poświęca wszystko, aby utrzymać, ledwo tlące się domowe ognisko. Melissa Falcon Field pomimo nieumiejętności budowanie emocji, przekonała mnie tym, że zwraca uwagę na znaczący problem małżeństw. Przyjęło się, że to kobieta jest szkieletem, na którym opiera się cała rodzina. Mężczyźni nie pomagają w domu, nie zajmują się dziećmi i nie wspierają swoich partnerek. To przykre, ale niestety takie rzeczy nadal mają miejsce, ku mojemu wielkiemu przerażeniu. Autorka nie odkryła Ameryki stwierdzeniem, że matkę czeka więcej wyrzeczeń niż ojca... mam jednak ciągle, cichą nadzieję, że zaczyna się odchodzić od tego schematu, a kobiety przestają być domowymi lokajami i służącymi.

Zdrada wisi w powietrzu.
Kobieta pochłonięta obowiązkami, nieszczęśliwa, niedowartościowana szuka ucieczki w ramiona kogoś, kto ją doceni. Nie jest to nic nadzwyczajnego. Jednak w tej relacji Claire z Deanem udało się ukryć autorce sporo intrygujących tajemnic z przeszłości. Dzięki tej niegdysiejszej znajomości dziś możemy poznawać wszystkie aspekty, które ukształtowały bohaterkę. Sporo się tam wydarzy, wiele się zmieni... ale czy uda się Claire raz na zawsze odciąć od przeszłości?


Reasumując
Mam ambiwalentne uczucia, jeżeli chodzi o książkę Gwiazdy, które spłonęły. Melissa Falcon Field nie potrafi pisać w sposób ekspresyjny, nie przyciągała mnie w żaden sposób, a momentami nudziła. To jednak muszę przyznać, że udało jej się poruszyć znaczący problem małżeństwa, przyzwyczajenia i miłości, która wypala się pod ogniem codzienności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Książko, miłości moja. , Blogger