22.7.20

"Cover. Mój wyśniony koniec świata" - Gaba Krzyżanowska




Bywają takie książki, które na zawsze wpiszą się w naszą pamięć. Zdarzają się jednak tez takie, o których jak najszybciej chcielibyśmy zapomnieć... Do której grupy zalicza się Cover. Mój wyśniony koniec świata? O tym za moment...

*Zatuszowana miłość
Niewielka wieś gdzieś na Mazurach. Dwoje młodych ludzi, każde ze swoimi planami i marzeniami. Choć nie. To Ela, dobra uczennica pilnie przygotowująca się do matury, ma marzenia i plany, a przed sobą jasną przyszłość. Inaczej niż jej sąsiad z naprzeciwka. Zły dom, złe geny, zły brat - Maks już dawno pozbył się złudzeń i wiary w to, że może cokolwiek zmienić. Codziennie styka się z Elą, „miastową z dobrego domu”, podziwia ją i zazdrości. Rodziców, pieniędzy, możliwości. Wszystkiego. Wzorowa panienka z lepszych sfer nie nadaje się do kochania. Taką dziewczynę Maks, typowy bad-boy ze smutną historią, może jedynie nienawidzić.
Poddaje się więc temu uczuciu w pełni. Przy każdej okazji znęca się nad Elą psychicznie. Ona, pozornie zimna i niewzruszona, w zaciszu własnego pokoju bardzo cierpi.
Życie Maksa dodatkowo się komplikuje, gdy jego starszy brat trafia do więzienia i wymusza na młodszym spłatę długu. Chłopak, pragnąc odciąć się od kryminalnego półświatka, bierze się ostro do pracy. Postanawia zdać maturę i zacząć na siebie zarabiać. Nie zapomina jednak o Eli. Wciąż się z nią sprzecza, dokucza jej, zaczepia. Wreszcie ich trudna relacja, podszyta coraz bardziej oczywistym pożądaniem, wymyka się spod kontroli. Już trudna sytuacja komplikuje się coraz bardziej. Dziewczyna, by uciec od Maksa, wyprowadza się z domu, a blizny po ich dziwnej miłosno-nienawistnej relacji przykrywa tatuażami...*

Zupełnie nie wiem, od czego zaczęć opisywanie tej książki. Zostawiła w mojej głowie pustkę... i to nie w pozytywnym znaczeniu. Zacznę może od tego, że ja szalenie lubię książki, w których mamy trudną tematykę, gdzie są poruszane tematy, które chcielibyśmy ukryć. W swojej głowie nazywam takie historie „patologicznymi”, ale to właśnie one wzbudzają we mnie najwięcej emocji. Tu po pierwszych rozdziałach liczyłam na podobny klimat.

Autorka na warsztat wzięła problemy psychologiczne młodych ludzi — szczególnie widać to w postaci Eli. Jej zachowania, sposoby radzenia sobie ze stresem, jej wręcz destrukcyjna natura. Mamy również problem społeczny, jakim jest nękanie w środowisku szkolnym, tak zwany hejt — tutaj nakręcany szczególnie przez jednego z uczniów.

Niestety gdzieś w tych tematach pojawiło się również wiele niepotrzebnych wątków — jak jakaś dziwna mafia, gang — sama nie wiem do końca jak to nazwać. Mam wrażenie, że autorka chciała wrzucić w tę książkę jak najwięcej „patologii” i niestety przedobrzyła. Jak to mówią czasami mniej, znaczy więcej.

W całej historii zabrakło mi jakiejś spójności, naturalnego przejścia między poszczególnymi wydarzeniami. Miałam wrażenie, że to dziwne skakanie po klatkach filmu, a nie zaplanowana i przemyślana powieść — w niektórych momentach traciłam spójności historii, gubiłam wątek, musiałam wracać — a to wszystko przez dość specyficzny i nie do końca odpowiadający mi, styl autorki.

Reasumując, jestem zawiedziona tą historią: nic mnie w niej nie zaskoczyło, nie poczułam żadnych emocji, choć autorka starała się w jakiś sposób poruszyć ważne problemy, niestety w całej powieści jest jeden wielki bałagan, który nudzi czytelnika, dezorientuje i nie zachęca do brnięcia dalej w fabułę. Gdyby nie fakt, że książka musiała się doczekać opiniowania... raczej bym jej nie dokończyła czytać.
Bohaterowie płascy, bez wymiaru — autorka teoretycznie starała się im nadać jakiś rzeczywistych kształtów przedstawić nam jakaś ich przeszłość, ale wszystko na chybcika i byle jak. Podobnie jest z Szymonem, który jak tylko pojawił się w fabule, dał mi nadzieję na ciekawego bohatera... niestety i ta postać nie została dopięta na ostatni guzik.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz