08:00

Kiedy pada deszcz, wracają wspomnienia... Kiedy pada deszcz

Kiedy pada deszcz
Autor: Lisa de Jong
Tytuł oryginalny: Wchen it rains
Tłumaczenie: Katarzyna Agnieszka Dyrek
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: Czerwiec 2016 r.
Gatunek: New adult, romans
Ocna: 4-/6 (może być)













Bywają chwile w życiu, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Czasami los bierze nasze życie za rogi i stawia nas w sytuacjach, w których nigdy nie chcielibyśmy się znaleźć. Jak żyć, kiedy wydarzy się w naszym życiu coś, co sprawia, że każdego dnia umieramy? Jak odrodzić się na nowo, kiedy już dawno straciliśmy sens życia?

Kate to młoda dziewczyna ciesząca się życiem, ma cele marzenia, grono przyjaciół i jednego wiernego kompana przyjaciela z sąsiedztwa, Beau Bennetta. Jednak pewnego deszczowego wieczór wszystko to zostaje jej odebrane. Pewien mężczyzna zniszczył ją doszczętnie, ograbił z wszelkich marzeń i snów. Odebrał coś, co jest najcenniejsze dla młodej kobiety. Od tej chwili Kate już nie jest tą samą beztroską dziewczyną. Staje się wyrzutkiem społeczeństwa. Czy znajdzie się ktoś, kto obudzi ja z tego koszmaru na jawie? Jak zakończy się historia tej dziewczyny?

Zanim przystąpiłam do lektury Kiedy pada deszcz wiele dobrego słyszałam o tej książce. Czytelnicy chwalili ją pod niebiosy, twierdząc, że takich emocji nie było w książkach od dawna. Wiele osób przyrównywało tę książkę do Promyczka, twierdząc, że Lisa de Jong przebiła stylem Kim Holden. Byłam nie tylko zaintrygowana tym tytułem, ja czułam niewyobrażalną potrzebę zapoznania się z tą historią. Jednak nie podzieliłam entuzjazmu wcześniejszych osób, nie zakochałam się i moje serce nie zostało roztrzaskane w drobny mak, wręcz przeciwnie, poczułam się pełna miłości.




Myśl o mnie, kiedy pada deszcz. Będę Twoim parasolem. Będę ochroną przed burzą, kiedy życie stanie sie nieznośne. Nie pozwól, by deszcz Cię zmył.



Lisa de Jong w swojej książce starała się poruszyć temat choroby, wyszło jej to nawet dobrze, ale nie rewelacyjnie. Jeden z głównych bohaterów zmaga się z białaczką, ale sama choroba poza nazwy i jakichś objawów jest... nijaka. Autorka potraktowała temat bardzo po macoszemu, a w nim tkwił największy potencjał. Cała sytuacja związana z chorobą nie poruszyła moich emocji, jest opisana w sposób wręcz ich pozbawiony. Miałam wrażenie, że autorka pisząc książkę, pogubiła się gdzieś po drodze, stwierdziła, że finisz powinien być inny i musiała jakoś zagmatwać fabułę, aby wyeliminować niechciane wątki. Jestem rozczarowana tym tematem, ponieważ dla mnie był bardziej irytujący niż emocjonujący. Zachowanie głównej bohaterki w niektórych momentach sprawia, że miałam ochotę rwać włosy z głowy, a przy okazji wyrwać i ją z kart powieści. Oczywiście rozumiałam jej ból, jej smutek, wewnętrzne rozterki, ale nie rozumiałam, dlaczego zachowuje się jak wredna i zadufana mała dziewczynka, raniąc przy tym chłopaka, który jako jedyny zyskał w moich oczach w tej książce. Czytałem tę powieść tylko dla niego, było mi go momentami zbyt mało w fabule, a innym razem było mi go bardzo żal, chciałam go przytulić i pocieszyć.

Jeszcze jeden wątek, który mnie nie przekonał to motyw miłości, jak dla mnie był opisany dość powierzchownie i płytko. Pomijam fakt, że wszystko dzieje się zbyt szybko i zbyt szybko się kończy. Wiem, że kilkoro (albo i więcej) kobiet zapłacze na tej historii, będzie załamana i rozbita poprzez tragiczne sceny powieści, ja jednak tak się nie czułam. Wręcz przeciwnie, czekałam na te tragedie, aby w końcu ziściło się moje marzenie dotyczące zakończenia tej powieści. No i właśnie to zakończenie sprawiło, że w ogólnym rozrachunku książka zyskała minimalnie na ocenie. Ostatnie strony dały mi nadzieje, pokazały, że po deszczu zawsze jest czas na słońce i tęcze, nie warto zamykać się na innych, na siebie samego, warto wziąć życie na rogi i pchać go do przodu kierując, jak tylko chcemy.



Prawda jest taka, że nie ważne gdzie mieszkamy, nasze życie i tak będzie pełne problemów.


Fabuła nie wzbudziła mojego zachwytu, nie zaskoczyła, nie wzbudziła emocji. Bohaterowie byli dość płascy i pozbawieni wyrazu mimo wszystkich tragedii, jakich doświadczyli. Jednak mimo wszelkich minusów, jakie wymieniłam, mimo wszelkich narzekań, książka wciągnęła mnie do tego stopnia, że połknęłam ją w jeden wieczór. Może nie wywołała we mnie skrajnych emocji, nie zachwiała moim światem i nie zmieniła percepcji, ale sprawiła, że spędziłam miło wieczór. Myślę, że cała irytacja związana z wątkami, z tragediami i zachowaniami bohaterów, wzięła się stąd, że zbyt bardzo polubiłam Beau. Nie potrafię tego racjonalnie wyjaśnić, ten mężczyzna pojawił się w momencie, znikał często, ale jednak był gdzieś wyczuwalny, był tuż obok, i to zaważyło na mojej sympatii do niego i antypatii do Ashera...

Jak możecie zobaczyć, targają mną dość sprzeczne emocje. Z pewnością nie należę do fanów tej książki, ale widzę potencjał w stylu Lisy De Jong, może nasze kolejne spotkanie okaże się lepsze, bardziej emocjonujące i nieprzewidywalne? Pamiętajcie jednak, że moje wywody to jedynie subiektywne odczucia, które nie muszą sugerować, że i wy będziecie zawiedzeni tą historią. Tak wiele osób ją chwali, że uważam, iż każdy wielbiciel New adult powinien sięgnąć po tę książkę i zdecydować, czy podzieli moje zdanie, czy przypisze się do grupy fanów książki.

Kiedy pada deszcz to mimo mojego marudzenia i narzekania książka, która powinna trafić do wielbicieli literatury młodzieżowej. W jednej chwili może zabrać nadzieję, a w drugim ją oferować. Potrafi dowieść, że pomimo wszelkich wiatrów, burz i sztormów, zawsze zza czarnych chmur wychodzi słońce i przypomina nam, że powinniśmy się cieszyć każdą chwilą, bo nie wiadomo, która z chwil jest ostatnią.

Za możliwość przeczytania dziękuję:
BookMaster


Książkę znajdziecie w dobrej cenie TUTAJ.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Książko, miłości moja. , Blogger