Od urodzenia
Autor: Elisa Albert
Tytuł oryginalny: After birth
Tłumaczenie:
Gatunek: literatura współczesna/ kobieca
Liczba stron: 272
Data premiery: 15 marca 2016r
Ocena: 4-/6 (może być)
Pojawienie się na świecie dziecka zawsze wiąże się z pewnymi konsekwencjami. Nieprzespane noce, kolki, ząbkowanie i inne przypadłości niemowlaków. Wszystkie te czynniki wpływają na ogólne zmęczenie i niechęć do dziecka, w takich sytuacjach nie trudno o depresję poporodową, jeżeli szybko nie zdecydujemy się na pomoc, przyczynimy się do pogłębienia tego stanu, który może doprowadzić do różnych skrajnych przypadków. Nie kierujcie się wszystkimi bilbordami, na których świeżo upieczona mama, jest piękna zadbana i trzyma w ramionach śpiące szczęśliwe dziecko. To tak nie działa! Rzeczywistość jest miażdżąco inna niż wyobrażenie macierzyństwa. Początki są trudne, musimy się nauczyć żyć na nowo, niestety nie każdy ma w sobie tyle siły, aby poradzić sobie z zaistniałą sytuacją i właśnie ta książka mówi o takim przypadku...
Arin matka rocznego chłopca - Walkera. Jej macierzyństwo nie obfituje w uniesienia i zachwyty nad cudem narodzin. Jest zagubiona w nowej sytuacji, jest wyczerpana i przygnieciona ciężarem obowiązków, co dziwne nie pozwoli sobie pomóc...
Gdy w sąsiedztwie pojawia się znana piosenkarka rockowa - Mina, która w dodatku jest w zaawansowanej ciążku, kobiety znajdują wspólny język. Łączą ich te same troski i zmartwienia, dlatego z taką łatwością przychodzi im porozumiewanie się między sobą.
,, Dlaczego tak łatwo się ku@#$% umiera, a tak cholernie trudno jest się urodzić? Jak może istnieć taki bark równowagi?"
Na samym początku zacznę od minusów! No czy ta książka musiała być taka wulgarna? Ona i bez przekleństw jest dość kontrowersyjna. Strasznie irytowało mnie to, że słowa na K i inne podobne pojawiały się częściej niż przecinki w tej książce. Drugą rzeczą, na jaką zwróciłam uwagę była postawa głównej bohaterki, choć szczegółowo omówię ją za moment, to już mogę powiedzieć, że nie tego się spodziewałam. Myślałam, że dostanę opowieść kobiety zmęczonej trudem macierzyństwa, przygnębionej codzienną rutyną i obowiązkami, a tymczasem odebrałam ją jako osobę niezorganizowaną i chaotyczną. Nie przekonała mnie w ogóle, nie potrafiłam się z nią zjednać, nie kupiła mnie swoim charakterem i postrzeganiem świata. Jedyną rzeczą jaka łączyła mnie z tą postacią, było niezrozumienie dla kobiet, które na własne życzenie wykonują sobie operacje cesarskiego cięcia. Kolejnym minusem jest to, że powieść jest strasznie nieklarowna, ma rodzaj opowieści, bohaterka przybliża nam to, co czuje teraz, ale też mówi dużo o przeszłości. Przez niemalże połowę książki miałam wrażenie, że skaczemy z przeszłości do teraźniejszości, a nawet mocno wybiegamy w przyszłość. Z czasem przyzwyczaiłam się do tak poprowadzonej narracji, nie miałam innego wyjścia.
Problematyka, jaką autorka porusza w swojej książce, jest bardzo ważna. Musimy nauczyć się otwarcie mówić o tym, co nas boli i pokazywać macierzyństwo od realnej strony, a nie pławić się w cukierkowych wyobrażeniach. Ja wiem, że my kobiety chcemy być przysłowiowymi matkami polkami i pragniemy udowodnić wszystkim, że potrafimy, chcemy być najlepszymi mamusiami, żonami, przyjaciółkami i jeszcze spełniać się zawodowa. Jednak nie jesteśmy robotami! Na litość, pozwólmy sobie na chwilę relaksu i wyciszenia. Odbiór społeczeństwa też pozostawia wiele do życzenia, często kobiety słyszą, że nie one pierwsze są matkami, żeby przestały tragizować i wyolbrzymiać. To jest najgorsze, co można powiedzieć kobiecie w tak ciężkiej sytuacji, oczywiście nie one pierwsze są matkami, ale też nie każdy ma w sobie takie pokłady siły i miłości, aby spełnić wygórowane oczekiwania wszystkich w koło. Czasami spotykałam się też z twierdzeniem, że depresja poporodowa jest wymysłem XXI wieku... otóż depresje bywały już wcześniej, tylko się o tym nie mówiło, kobieta miała robić, co do niej należało i nie narzekać! Takie postrzeganie i ignorowanie może doprowadzić do wielu tragicznych wydarzeń.
To co mi się podobało, to właśnie pokazanie społeczeństwa. Zawsze znajdzie się ktoś komu coś nie pasuje, a ludzie zamiast żyć w zgodzie z samym sobą i własnym sumieniem, starają się spełnić wymagania wszystkich. Nie ważne jaka jest twoja postawa i tak można cię skrytykować, karmisz piersią - ale bezwstydna karmi przy ludziach, albo pytania ,,ile jeszcze będziesz karmić?", inna sytuacja kiedy karmisz butelką, to jesteś nieodpowiedzialna bo karmisz dziecko chemiczną mieszanką.
To co mi się podobało, to właśnie pokazanie społeczeństwa. Zawsze znajdzie się ktoś komu coś nie pasuje, a ludzie zamiast żyć w zgodzie z samym sobą i własnym sumieniem, starają się spełnić wymagania wszystkich. Nie ważne jaka jest twoja postawa i tak można cię skrytykować, karmisz piersią - ale bezwstydna karmi przy ludziach, albo pytania ,,ile jeszcze będziesz karmić?", inna sytuacja kiedy karmisz butelką, to jesteś nieodpowiedzialna bo karmisz dziecko chemiczną mieszanką.
Wracając do głównej bohaterki, chciałabym się skupić głównie na niej, ponieważ to ona gra pierwsze skrzypce w całej powieści. Już wspominałam, że nie pałam do niej sympatią, co nie znaczy, że nie starałam się jej zrozumieć, wręcz przeciwnie, ja ją rozumiałam doskonale, co nie przeszkadzało mi jej nie lubić. Myślę, że problemy Arin mają swoje podłoże dużo głębiej, niż zwykła depresja poporodowa. Jej kręgosłup emocjonalny został uszkodzony już w przeszłości, jest to postać pozbawiona pierwotnych wzorców. Ta kobieta miała ze sobą problem już wcześniej, pojawianie się maleństwa tylko przelało czarę goryczy.
,,Czasami, kiedy jestem z dzieckiem, myślę sobie:
jesteś moim sercem i moją duszą oddałabym za ciebie życie.
Innym razem myślę: Ty mały debilu zostaw mnie ku@#$ w spokoju, żebym mogła sobie podciąć żyły w wannie i umrzeć"
W zapowiedziach czytałam, że ta powieść to idealna naturalna metoda antykoncepcji. Ja jej niestety tak nie potraktowałam. Mnie ta książka nie przekonałaby do zrezygnowania z bycia matką. Czy moje zdanie wzięło się stąd, że wiem już, jak pachnie macierzyństwo, a może raczej stąd, iż uważam, że to bohaterka ma problem ze sobą, a nie z dzieckiem? Oczywiście depresja poporodowa jest tematem ważnym i nie należy go bagatelizować, odnoszę jednak wrażenie, że potencjał książki nie został wykorzystany. Nie wyniosłam z niej nic więcej poza tym, że główna bohaterka miała fajne szalone życie, aż tu nagle bum i pojawiło się dziecko, niszcząc wszystko po kolei.
Reasumując: Od urodzenia to bardzo kontrowersyjna książka, jedni będą zachwyceni inni zniesmaczeni (jak ja). Liczyłam na gorzki smak macierzyństwa, a dostałam mocno wulgarną i chaotyczną opowieść. Co by jednak nie mówić, historia ta może otworzyć odrobinę oczy na pewne problemy kobiet, nie jest schematyczna, jest oryginalna i świeża, ale mnie nie kupiła. Jednak nie zniechęcajcie się jednym moim zdaniem, może akurat wam powieść przypadnie do gustu? Może już czytaliście i chcecie ze mną podyskutować na ten temat? Jestem otwarta do rozmów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz