09:30

"Arsen" Mia Asher


Zdrada to najczarniejsza zjawa, która zawsze wisi gdzieś nad nami, to my decydujemy, czy pozwolimy się jej pochłonąć, czy w porę się otrząśniemy i wybierzemy to, co dla nas najlepsze... Czasami jednak nasz umysł nie potrafi jasno oceniać sytuacji i przez krótkie zauroczenia możemy zniszczyć całe swoje dotychczasowe życie.  Cathy to kobieta wydawać by się mogło, że spełniona. Do pełni szczęścia brakuje jej potomstwa. Wraz z Benem — jej ukochanym mężem — starają się spłodzić owoc swojej miłości, jednak skazani są na szereg niepowodzeń. Kiedy po raz kolejny ich szczęście nie zostaje dopełnione dzieckiem, a Cathy traci ponownie ciąże, na horyzoncie pojawia się Arsen. Młody, enigmatyczny, nieziemsko przystojny mężczyzna, który potrafi zawrócić w głowie.  Arsen to nic innego jak typowa powieść oparta na trójkącie miłosnym. Jestem wielbicielką takich wątków, lubię emocje, jakie towarzyszą przy czytaniu podobnych historii i tę niepewność, która towarzyszy mi aż do ostatniej strony. Nienawidzę jednak bohaterek, które momentami są zwyczajnie i kolokwialnie mówiąc głupie. W przypadku tej książki było jednak odrobinę inaczej... Autorka stworzyła Cathy jako kobietę, która ponad wszystko pragnie dziecka, jednak kolejne niepowodzenia niszczą ją i boleśnie ranią. Z każdym kolejnym poronieniem dziewczyna przestaje być sobą, zamienia się w kogoś zupełnie innego. Zachowuje się samolubnie, nie dba o dobro innych, chce w końcu skupić się na sobie. Z jednej strony mnie złościła, nie potrafiłam poprzeć jej zachowania, jednak Mia Asher rewelacyjnie manipuluje czytelnikiem i sprawia, że zaczynamy rozumieć postępowanie bohaterki, choć zupełnie go nie akceptujemy. Z jednej strony mamy kochającego męża, ucieleśnienie wszystkich kobiecych marzeń i pragnień — Bena, który jest facetem zbudowanym na wszystkich znanych archetypach męskości i nic mu nie brakuje, jest tak idealny, że aż niewiarygodny. Z drugiej jednak pojawia się odrobinę zbyt pewny siebie, arogancki Arsen, mężczyzna charyzmatyczny, który sprawia, że kobietom miękną kolana. Nigdy nie wybrałabym tego drugiego. Cathy po tak wielu przejściach, z poczuciem, że nie jest pełnowartościową kobietą, może potrzebować takiego urozmajcenia, jakim jest Arsen. Czy w porę uda jej się otrząsnąć z tego niewyobrażalnego snu na jawie? Czy będzie w stanie poświęcić swoje idealne małżeństw dla kilku chwil pozornego spełnienia?  Dziś, pisząc tę recenzję, jestem już kilka tygodni po lekturze, jednak emocje są we mnie wciąż żywe i niemal palące. Arsen to jedna z tych książek, dla której możemy zarwać noc. Kiedy zaczęłam czytać wieczorem, skończyłam w środku nocy i, choć odkąd mam dzieci nie marnuje nocy na czytanie, tym razem musiałam zrobić wyjątek. Nie mogłam postąpić inaczej. Ta książka wciąga, zabija poczucie czasu i intryguje od samego początku do ostatniej strony. Mia Asher skrupulatnie przekazała nam wszystkie emocje, przelała je na papier i zagnieździła je głęboko w czytelnikach. Przez długi czas żyłam tą historią, analizowałam ją, wracałam do niej, aby na nowo przeżywać najciekawsze sceny. Nie potrafię o niej zapomnieć i jestem pewna, że jeszcze długo zostanie w mojej pamięci!  Muszę przyznać, że wątek, jakim jest utrata ciąży, był bardzo dobrze zobrazowaną sytuacją. Autorka opisuje te chwile w taki sposób, że nie miałam możliwości zapanować nad łzami, Mia Asher igra z uczuciami czytelnika, daje nam chwile złudnego szczęścia, aby za moment rozedrgać nasze nerwy do maksimum. Pisarka stworzyła historię pełną sprzecznych emocji, taką, którą się jednocześnie kocha i nienawidzi, opowieść o tym, co w życiu ważne, jak i o konsekwencji błędnych i nieprzemyślanych decyzji. Historia do bólu prawdziwa, ujmująca i zaskakująca. Zaskakuje przede wszystkim epilogiem, który burzy wszystko to, co czytelnik ułożył sobie w głowie.  Arsen to powieść jakich wiele, a jednocześnie zupełnie inna niż pospolity romans. Porusza dość ważny problem, jakim jest utrata ciąży i niewiarygodna potrzeba, aby uciszyć swój instynkt macierzyński. To książka, która zakorzenia się głęboko w czytelniku i zostaje z nim na długo!  Nawet kiedy horyzont wydaje się ponury i pełen bólu, musimy nauczyć się walczyć i przetrwać, ponieważ korzyści wynikające z tej bolesnej walki oznaczają, że odzyskujemy swoje życie.  Kto już czytał? Powiedzcie #TeamArsen czy #TeamBen   Arsen Autor:Mia Asher Tłumaczenie:  Iga Wiśniewska Wydawnictwo:  Szósty Zmysł Tytuł oryginału Arsen. A broken love story Data wydania 15.11.2017 r. Liczba stron 450 Gatunek Romans

Zdrada to najczarniejsza zjawa, która zawsze wisi gdzieś nad nami, to my decydujemy, czy pozwolimy się jej pochłonąć, czy w porę się otrząśniemy i wybierzemy to, co dla nas najlepsze... Czasami jednak nasz umysł nie potrafi jasno oceniać sytuacji i przez krótkie zauroczenia możemy zniszczyć całe swoje dotychczasowe życie.

Cathy to kobieta wydawać by się mogło, że spełniona. Do pełni szczęścia brakuje jej potomstwa. Wraz z Benem — jej ukochanym mężem — starają się spłodzić owoc swojej miłości, jednak skazani są na szereg niepowodzeń. Kiedy po raz kolejny ich szczęście nie zostaje dopełnione dzieckiem, a Cathy traci ponownie ciąże, na horyzoncie pojawia się Arsen. Młody, enigmatyczny, nieziemsko przystojny mężczyzna, który potrafi zawrócić w głowie.
Zdrada to najczarniejsza zjawa, która zawsze wisi gdzieś nad nami, to my decydujemy, czy pozwolimy się jej pochłonąć, czy w porę się otrząśniemy i wybierzemy to, co dla nas najlepsze... Czasami jednak nasz umysł nie potrafi jasno oceniać sytuacji i przez krótkie zauroczenia możemy zniszczyć całe swoje dotychczasowe życie.  Cathy to kobieta wydawać by się mogło, że spełniona. Do pełni szczęścia brakuje jej potomstwa. Wraz z Benem — jej ukochanym mężem — starają się spłodzić owoc swojej miłości, jednak skazani są na szereg niepowodzeń. Kiedy po raz kolejny ich szczęście nie zostaje dopełnione dzieckiem, a Cathy traci ponownie ciąże, na horyzoncie pojawia się Arsen. Młody, enigmatyczny, nieziemsko przystojny mężczyzna, który potrafi zawrócić w głowie.  Arsen to nic innego jak typowa powieść oparta na trójkącie miłosnym. Jestem wielbicielką takich wątków, lubię emocje, jakie towarzyszą przy czytaniu podobnych historii i tę niepewność, która towarzyszy mi aż do ostatniej strony. Nienawidzę jednak bohaterek, które momentami są zwyczajnie i kolokwialnie mówiąc głupie. W przypadku tej książki było jednak odrobinę inaczej... Autorka stworzyła Cathy jako kobietę, która ponad wszystko pragnie dziecka, jednak kolejne niepowodzenia niszczą ją i boleśnie ranią. Z każdym kolejnym poronieniem dziewczyna przestaje być sobą, zamienia się w kogoś zupełnie innego. Zachowuje się samolubnie, nie dba o dobro innych, chce w końcu skupić się na sobie. Z jednej strony mnie złościła, nie potrafiłam poprzeć jej zachowania, jednak Mia Asher rewelacyjnie manipuluje czytelnikiem i sprawia, że zaczynamy rozumieć postępowanie bohaterki, choć zupełnie go nie akceptujemy. Z jednej strony mamy kochającego męża, ucieleśnienie wszystkich kobiecych marzeń i pragnień — Bena, który jest facetem zbudowanym na wszystkich znanych archetypach męskości i nic mu nie brakuje, jest tak idealny, że aż niewiarygodny. Z drugiej jednak pojawia się odrobinę zbyt pewny siebie, arogancki Arsen, mężczyzna charyzmatyczny, który sprawia, że kobietom miękną kolana. Nigdy nie wybrałabym tego drugiego. Cathy po tak wielu przejściach, z poczuciem, że nie jest pełnowartościową kobietą, może potrzebować takiego urozmajcenia, jakim jest Arsen. Czy w porę uda jej się otrząsnąć z tego niewyobrażalnego snu na jawie? Czy będzie w stanie poświęcić swoje idealne małżeństw dla kilku chwil pozornego spełnienia?  Dziś, pisząc tę recenzję, jestem już kilka tygodni po lekturze, jednak emocje są we mnie wciąż żywe i niemal palące. Arsen to jedna z tych książek, dla której możemy zarwać noc. Kiedy zaczęłam czytać wieczorem, skończyłam w środku nocy i, choć odkąd mam dzieci nie marnuje nocy na czytanie, tym razem musiałam zrobić wyjątek. Nie mogłam postąpić inaczej. Ta książka wciąga, zabija poczucie czasu i intryguje od samego początku do ostatniej strony. Mia Asher skrupulatnie przekazała nam wszystkie emocje, przelała je na papier i zagnieździła je głęboko w czytelnikach. Przez długi czas żyłam tą historią, analizowałam ją, wracałam do niej, aby na nowo przeżywać najciekawsze sceny. Nie potrafię o niej zapomnieć i jestem pewna, że jeszcze długo zostanie w mojej pamięci!  Muszę przyznać, że wątek, jakim jest utrata ciąży, był bardzo dobrze zobrazowaną sytuacją. Autorka opisuje te chwile w taki sposób, że nie miałam możliwości zapanować nad łzami, Mia Asher igra z uczuciami czytelnika, daje nam chwile złudnego szczęścia, aby za moment rozedrgać nasze nerwy do maksimum. Pisarka stworzyła historię pełną sprzecznych emocji, taką, którą się jednocześnie kocha i nienawidzi, opowieść o tym, co w życiu ważne, jak i o konsekwencji błędnych i nieprzemyślanych decyzji. Historia do bólu prawdziwa, ujmująca i zaskakująca. Zaskakuje przede wszystkim epilogiem, który burzy wszystko to, co czytelnik ułożył sobie w głowie.  Arsen to powieść jakich wiele, a jednocześnie zupełnie inna niż pospolity romans. Porusza dość ważny problem, jakim jest utrata ciąży i niewiarygodna potrzeba, aby uciszyć swój instynkt macierzyński. To książka, która zakorzenia się głęboko w czytelniku i zostaje z nim na długo!  Nawet kiedy horyzont wydaje się ponury i pełen bólu, musimy nauczyć się walczyć i przetrwać, ponieważ korzyści wynikające z tej bolesnej walki oznaczają, że odzyskujemy swoje życie.  Kto już czytał? Powiedzcie #TeamArsen czy #TeamBen   Arsen Autor:Mia Asher Tłumaczenie:  Iga Wiśniewska Wydawnictwo:  Szósty Zmysł Tytuł oryginału Arsen. A broken love story Data wydania 15.11.2017 r. Liczba stron 450 Gatunek Romans


Arsen to nic innego jak typowa powieść oparta na trójkącie miłosnym. Jestem wielbicielką takich wątków, lubię emocje, jakie towarzyszą przy czytaniu podobnych historii i tę niepewność, która towarzyszy mi aż do ostatniej strony. Nienawidzę jednak bohaterek, które momentami są zwyczajnie i kolokwialnie mówiąc głupie. W przypadku tej książki było jednak odrobinę inaczej...
Autorka stworzyła Cathy jako kobietę, która ponad wszystko pragnie dziecka, jednak kolejne niepowodzenia niszczą ją i boleśnie ranią. Z każdym kolejnym poronieniem dziewczyna przestaje być sobą, zamienia się w kogoś zupełnie innego. Zachowuje się samolubnie, nie dba o dobro innych, chce w końcu skupić się na sobie. Z jednej strony mnie złościła, nie potrafiłam poprzeć jej zachowania, jednak Mia Asher rewelacyjnie manipuluje czytelnikiem i sprawia, że zaczynamy rozumieć postępowanie bohaterki, choć zupełnie go nie akceptujemy. Z jednej strony mamy kochającego męża, ucieleśnienie wszystkich kobiecych marzeń i pragnień — Bena, który jest facetem zbudowanym na wszystkich znanych archetypach męskości i nic mu nie brakuje, jest tak idealny, że aż niewiarygodny. Z drugiej jednak pojawia się odrobinę zbyt pewny siebie, arogancki Arsen, mężczyzna charyzmatyczny, który sprawia, że kobietom miękną kolana. Nigdy nie wybrałabym tego drugiego. Cathy po tak wielu przejściach, z poczuciem, że nie jest pełnowartościową kobietą, może potrzebować takiego urozmajcenia, jakim jest Arsen. Czy w porę uda jej się otrząsnąć z tego niewyobrażalnego snu na jawie? Czy będzie w stanie poświęcić swoje idealne małżeństw dla kilku chwil pozornego spełnienia?

Dziś, pisząc tę recenzję, jestem już kilka tygodni po lekturze, jednak emocje są we mnie wciąż żywe i niemal palące. Arsen to jedna z tych książek, dla której możemy zarwać noc. Kiedy zaczęłam czytać wieczorem, skończyłam w środku nocy i, choć odkąd mam dzieci nie marnuje nocy na czytanie, tym razem musiałam zrobić wyjątek. Nie mogłam postąpić inaczej. Ta książka wciąga, zabija poczucie czasu i intryguje od samego początku do ostatniej strony.
Mia Asher skrupulatnie przekazała nam wszystkie emocje, przelała je na papier i zagnieździła je głęboko w czytelnikach. Przez długi czas żyłam tą historią, analizowałam ją, wracałam do niej, aby na nowo przeżywać najciekawsze sceny. Nie potrafię o niej zapomnieć i jestem pewna, że jeszcze długo zostanie w mojej pamięci!

Zdrada to najczarniejsza zjawa, która zawsze wisi gdzieś nad nami, to my decydujemy, czy pozwolimy się jej pochłonąć, czy w porę się otrząśniemy i wybierzemy to, co dla nas najlepsze... Czasami jednak nasz umysł nie potrafi jasno oceniać sytuacji i przez krótkie zauroczenia możemy zniszczyć całe swoje dotychczasowe życie.  Cathy to kobieta wydawać by się mogło, że spełniona. Do pełni szczęścia brakuje jej potomstwa. Wraz z Benem — jej ukochanym mężem — starają się spłodzić owoc swojej miłości, jednak skazani są na szereg niepowodzeń. Kiedy po raz kolejny ich szczęście nie zostaje dopełnione dzieckiem, a Cathy traci ponownie ciąże, na horyzoncie pojawia się Arsen. Młody, enigmatyczny, nieziemsko przystojny mężczyzna, który potrafi zawrócić w głowie.  Arsen to nic innego jak typowa powieść oparta na trójkącie miłosnym. Jestem wielbicielką takich wątków, lubię emocje, jakie towarzyszą przy czytaniu podobnych historii i tę niepewność, która towarzyszy mi aż do ostatniej strony. Nienawidzę jednak bohaterek, które momentami są zwyczajnie i kolokwialnie mówiąc głupie. W przypadku tej książki było jednak odrobinę inaczej... Autorka stworzyła Cathy jako kobietę, która ponad wszystko pragnie dziecka, jednak kolejne niepowodzenia niszczą ją i boleśnie ranią. Z każdym kolejnym poronieniem dziewczyna przestaje być sobą, zamienia się w kogoś zupełnie innego. Zachowuje się samolubnie, nie dba o dobro innych, chce w końcu skupić się na sobie. Z jednej strony mnie złościła, nie potrafiłam poprzeć jej zachowania, jednak Mia Asher rewelacyjnie manipuluje czytelnikiem i sprawia, że zaczynamy rozumieć postępowanie bohaterki, choć zupełnie go nie akceptujemy. Z jednej strony mamy kochającego męża, ucieleśnienie wszystkich kobiecych marzeń i pragnień — Bena, który jest facetem zbudowanym na wszystkich znanych archetypach męskości i nic mu nie brakuje, jest tak idealny, że aż niewiarygodny. Z drugiej jednak pojawia się odrobinę zbyt pewny siebie, arogancki Arsen, mężczyzna charyzmatyczny, który sprawia, że kobietom miękną kolana. Nigdy nie wybrałabym tego drugiego. Cathy po tak wielu przejściach, z poczuciem, że nie jest pełnowartościową kobietą, może potrzebować takiego urozmajcenia, jakim jest Arsen. Czy w porę uda jej się otrząsnąć z tego niewyobrażalnego snu na jawie? Czy będzie w stanie poświęcić swoje idealne małżeństw dla kilku chwil pozornego spełnienia?  Dziś, pisząc tę recenzję, jestem już kilka tygodni po lekturze, jednak emocje są we mnie wciąż żywe i niemal palące. Arsen to jedna z tych książek, dla której możemy zarwać noc. Kiedy zaczęłam czytać wieczorem, skończyłam w środku nocy i, choć odkąd mam dzieci nie marnuje nocy na czytanie, tym razem musiałam zrobić wyjątek. Nie mogłam postąpić inaczej. Ta książka wciąga, zabija poczucie czasu i intryguje od samego początku do ostatniej strony. Mia Asher skrupulatnie przekazała nam wszystkie emocje, przelała je na papier i zagnieździła je głęboko w czytelnikach. Przez długi czas żyłam tą historią, analizowałam ją, wracałam do niej, aby na nowo przeżywać najciekawsze sceny. Nie potrafię o niej zapomnieć i jestem pewna, że jeszcze długo zostanie w mojej pamięci!  Muszę przyznać, że wątek, jakim jest utrata ciąży, był bardzo dobrze zobrazowaną sytuacją. Autorka opisuje te chwile w taki sposób, że nie miałam możliwości zapanować nad łzami, Mia Asher igra z uczuciami czytelnika, daje nam chwile złudnego szczęścia, aby za moment rozedrgać nasze nerwy do maksimum. Pisarka stworzyła historię pełną sprzecznych emocji, taką, którą się jednocześnie kocha i nienawidzi, opowieść o tym, co w życiu ważne, jak i o konsekwencji błędnych i nieprzemyślanych decyzji. Historia do bólu prawdziwa, ujmująca i zaskakująca. Zaskakuje przede wszystkim epilogiem, który burzy wszystko to, co czytelnik ułożył sobie w głowie.  Arsen to powieść jakich wiele, a jednocześnie zupełnie inna niż pospolity romans. Porusza dość ważny problem, jakim jest utrata ciąży i niewiarygodna potrzeba, aby uciszyć swój instynkt macierzyński. To książka, która zakorzenia się głęboko w czytelniku i zostaje z nim na długo!  Nawet kiedy horyzont wydaje się ponury i pełen bólu, musimy nauczyć się walczyć i przetrwać, ponieważ korzyści wynikające z tej bolesnej walki oznaczają, że odzyskujemy swoje życie.  Kto już czytał? Powiedzcie #TeamArsen czy #TeamBen   Arsen Autor:Mia Asher Tłumaczenie:  Iga Wiśniewska Wydawnictwo:  Szósty Zmysł Tytuł oryginału Arsen. A broken love story Data wydania 15.11.2017 r. Liczba stron 450 Gatunek Romans

 
Muszę przyznać, że wątek, jakim jest utrata ciąży, był bardzo dobrze zobrazowaną sytuacją. Autorka opisuje te chwile w taki sposób, że nie miałam możliwości zapanować nad łzami, Mia Asher igra z uczuciami czytelnika, daje nam chwile złudnego szczęścia, aby za moment rozedrgać nasze nerwy do maksimum. Pisarka stworzyła historię pełną sprzecznych emocji, taką, którą się jednocześnie kocha i nienawidzi, opowieść o tym, co w życiu ważne, jak i o konsekwencji błędnych i nieprzemyślanych decyzji. Historia do bólu prawdziwa, ujmująca i zaskakująca. Zaskakuje przede wszystkim epilogiem, który burzy wszystko to, co czytelnik ułożył sobie w głowie.

Arsen to powieść jakich wiele, a jednocześnie zupełnie inna niż pospolity romans. Porusza dość ważny problem, jakim jest utrata ciąży i niewiarygodna potrzeba, aby uciszyć swój instynkt macierzyński. To książka, która zakorzenia się głęboko w czytelniku i zostaje z nim na długo!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Książko, miłości moja. , Blogger