Kto mieszka za ścianą? Jakie intencje ma przyjaciółka, która zawsze
spieszy z dobrą radą? Co wasi partnerzy robią po godzinach? Jak
wyglądałoby wasze życie, gdyby coś poszło inaczej? Każdego dnia zadajemy
sobie tysiące pytać bez odpowiedzi. Takie jest życie i nic z tym nie
zrobimy. Póki jest względnie, udajemy szczęśliwych i nawet nie domyślam się, że ktoś uknuł intrygę, w którą mimowolnie zostaniemy wplątani.
Jolene i Darius to z pozoru szczęśliwe, wzorowe i wręcz książkowe małżeństwo. Wraz z dwuletnią Marcy tworzą prawdziwy dom. A może to tylko ułuda? Kiedy do domu tuż za płotem wprowadza się Fig — młoda, enigmatyczna dziewczyna, małżeństwo znajduje z nią nić porozumienia i przyjaźni. Idealny obrazek przykładnego domu z prawdziwymi i szczerymi przyjaciółmi. Pytanie tylko, kiedy to wszystko runie niczym domek z kart, odsłaniając nagą, brudną prawdą...
Tarryn Fisher to autorka znana przede wszystkim z Margo i cyklem Mimo moich win. Ja poznałam ją dzięki duetowi z Colleen Hoover przy okazji książki Never Never. Tym razem jednak nie miałam do czynienia z prozą dla młodzieży a z thrillerem psychologicznym... który jest taki tylko z nazwy.
Bad mommy to książka, która jest napisana w pierwszoosobowej narracji. Została podzielona na trzy części, a każda z nich składa się z kilkunastu rozdziałów. W każdej części narracja jest prowadzona z innej perspektywy, poszczególnych bohaterów. Autorka chciała stworzyć książkę owianą tajemniczością, bolesnymi historiami i emocjonującym wątkami, a wyszła jej proza obyczajową o mało intrygujących wątkach. Zacznijmy jednak od początku.
Tarryn Fisher chciała przedstawić osobę, która nie może mieć dzieci, zmaga się z traumą po stracie ciąży i nie potrafi uporządkować swojego życia. To mógł być naprawdę dobry wątek, wzbudzające wiele emocji, jednak został potraktowany po macoszemu. Ledwo nakreślony, jego potencjał nie został wykorzystany, a autorka, zamiast skupić się na poprowadzeniu sumiennym poszczególnych aspektów, postanowiła pociągnąć kilka problemów na raz. Sprawiło to tylko tyle, że w książce mamy wiele wątków niedokończonych, niedopracowanych i urwanych bez słowa.
Na dobry thriller składa się wiele czynników, ja chcę przede wszystkim, aby taka książka wzbudzała we mnie emocje, zmuszał do refleksji, a zakończenie wbijało w fotel. Bad mommy wbiła mnie w fotel, ale z nudów. Książka może i odrobinę porusza myślenie, ale wszystko jest powierzchowne, niedopracowane, brak tu konsekwencji działań i skrupulatnego przeanalizowania wszelkich odruchów bohaterów.
Postacie papierowe do granic możliwości, bez przeszłości, którą moglibyśmy zgłębiać, poznawać, odkrywać. Bez emocji, z nadanym cechami, które, według mnie, nie zostały przemyślane i dopięte na ostatni guzik. Wszystko spowite w chaosie i nieprzemyślanych działaniach. Autorka może i miała genialny pomysł, może i chciała go poprawnie wykorzystać, ale zabrakło jej werwy, warsztatu i pomysłowości.
Zakończenie w thrillerze psychologicznym to moment kulminacyjny coś, co zaskakuje i nie pozwala zapomnieć o fabule, na długo po odłożeniu lektury... niestety takiego zakończenia nie było w Bad Mommy. Zero w nim zaskoczenia było na szybko, pisane jakby na kolanie, myślałam, że choć zakończeniem ta historia będzie mogła się obronić, że autorka zaserwuje mi coś, co sprawi, że zastygnę z zaskoczeniem na twarzy. Tak się jednak nie stało. A cała książka, choć napisana lekkim językiem i przystępnym stylem, przeczytana w mgnieniu oka, to jednak nie pozostanie ze mną na długo i nie będę mogła jej zaklasyfikować do thrillerów psychologicznych. Jeszcze długa droga przed Tarryn Fisher, aby poprawnie ugryźć ten gatunek i wycisnąć z niego jak najwięcej. Dla mnie to była przeciętna obyczajówka, a thriller żaden...
Jolene i Darius to z pozoru szczęśliwe, wzorowe i wręcz książkowe małżeństwo. Wraz z dwuletnią Marcy tworzą prawdziwy dom. A może to tylko ułuda? Kiedy do domu tuż za płotem wprowadza się Fig — młoda, enigmatyczna dziewczyna, małżeństwo znajduje z nią nić porozumienia i przyjaźni. Idealny obrazek przykładnego domu z prawdziwymi i szczerymi przyjaciółmi. Pytanie tylko, kiedy to wszystko runie niczym domek z kart, odsłaniając nagą, brudną prawdą...
Tarryn Fisher to autorka znana przede wszystkim z Margo i cyklem Mimo moich win. Ja poznałam ją dzięki duetowi z Colleen Hoover przy okazji książki Never Never. Tym razem jednak nie miałam do czynienia z prozą dla młodzieży a z thrillerem psychologicznym... który jest taki tylko z nazwy.
Bad mommy to książka, która jest napisana w pierwszoosobowej narracji. Została podzielona na trzy części, a każda z nich składa się z kilkunastu rozdziałów. W każdej części narracja jest prowadzona z innej perspektywy, poszczególnych bohaterów. Autorka chciała stworzyć książkę owianą tajemniczością, bolesnymi historiami i emocjonującym wątkami, a wyszła jej proza obyczajową o mało intrygujących wątkach. Zacznijmy jednak od początku.
Tarryn Fisher chciała przedstawić osobę, która nie może mieć dzieci, zmaga się z traumą po stracie ciąży i nie potrafi uporządkować swojego życia. To mógł być naprawdę dobry wątek, wzbudzające wiele emocji, jednak został potraktowany po macoszemu. Ledwo nakreślony, jego potencjał nie został wykorzystany, a autorka, zamiast skupić się na poprowadzeniu sumiennym poszczególnych aspektów, postanowiła pociągnąć kilka problemów na raz. Sprawiło to tylko tyle, że w książce mamy wiele wątków niedokończonych, niedopracowanych i urwanych bez słowa.
Na dobry thriller składa się wiele czynników, ja chcę przede wszystkim, aby taka książka wzbudzała we mnie emocje, zmuszał do refleksji, a zakończenie wbijało w fotel. Bad mommy wbiła mnie w fotel, ale z nudów. Książka może i odrobinę porusza myślenie, ale wszystko jest powierzchowne, niedopracowane, brak tu konsekwencji działań i skrupulatnego przeanalizowania wszelkich odruchów bohaterów.
Postacie papierowe do granic możliwości, bez przeszłości, którą moglibyśmy zgłębiać, poznawać, odkrywać. Bez emocji, z nadanym cechami, które, według mnie, nie zostały przemyślane i dopięte na ostatni guzik. Wszystko spowite w chaosie i nieprzemyślanych działaniach. Autorka może i miała genialny pomysł, może i chciała go poprawnie wykorzystać, ale zabrakło jej werwy, warsztatu i pomysłowości.
Zakończenie w thrillerze psychologicznym to moment kulminacyjny coś, co zaskakuje i nie pozwala zapomnieć o fabule, na długo po odłożeniu lektury... niestety takiego zakończenia nie było w Bad Mommy. Zero w nim zaskoczenia było na szybko, pisane jakby na kolanie, myślałam, że choć zakończeniem ta historia będzie mogła się obronić, że autorka zaserwuje mi coś, co sprawi, że zastygnę z zaskoczeniem na twarzy. Tak się jednak nie stało. A cała książka, choć napisana lekkim językiem i przystępnym stylem, przeczytana w mgnieniu oka, to jednak nie pozostanie ze mną na długo i nie będę mogła jej zaklasyfikować do thrillerów psychologicznych. Jeszcze długa droga przed Tarryn Fisher, aby poprawnie ugryźć ten gatunek i wycisnąć z niego jak najwięcej. Dla mnie to była przeciętna obyczajówka, a thriller żaden...
Bad mommy to mocno przeciętna lektura, potencjał historii nie został wykorzystany, a autorka nie sprawdziła się w tym gatunku. Jeżeli czytam opowiastki miłosne, nie jestem wymagająca, ale kiedy sięgam po thriller, chcę czegoś naprawdę świetnego. Jeżeli liczycie, że ten thriller wzbudzi w was dreszcz emocji i ekscytacji, to srogo się przeliczycie. Niestety nie wiem, komu mogę polecić tę książkę, chyba tylko niewymagającym czytelnikom, który po prostu chcą cokolwiek przeczytać, co będzie lekkie i nie poruszy w żadnym stopniu.
Za możliwość przeczytania dziękuję:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz