13:34

Przyjaźń wśród cytryn. „Cytrynowy sad” Luanne Rice





  
Wyobraźcie sobie, że w jednej chwili tracicie wszystko, co nadawało waszemu życiu sens. Zostajecie na świecie samotni, wśród tłumu ludzi, jednak osoby, które pozostały, nie są w stanie zapełnić wam pustki, która powstała. Z każdym dniem tracicie nadzieję na szczęście, usychacie, przestajecie żyć — wasze życie zmienia się w zwykłą egzystencję, bez porywów, bez dobrych emocji. Czy oddalibyście wszytko, aby ktoś na nowo tchnął w was życie?

Julia w wypadku samochodowym straciła córkę i męża. Od pięciu lat stara się odnaleźć w nowym świecie, budzi się tylko po to, żeby przeżyć, uważa, że w życiu już nic ją nie spotka. A jednak na jej drodze staje Meksykanin Roberto, mężczyzna, który podobnie jak Julia, pięć lat temu stracił córkę. Tylko z tą różnicą, że córka Roberto nie zmarła, a jedynie zaginęła na pustyni. Nie ma najmniejszej szansy na jej odnalezienie, a jednak Julia ryzykuje i odnawia swoje kontakty, aby pomóc mężczyźnie w poszukiwaniach córki. Znalezienie Rosy staje się jej priorytetem i dzięki temu ponownie zaczyna żyć. Czy uda im się odnaleźć dziewczynkę? Czy z tej relacji zrodzi się miłość?

To moje pierwsze spotkanie z piórem tej autorki. Zupełnie nie wiem, co mam sądzić o tej książce. Z jednej strony bardzo mi się podobała, wątki mają ogromny potencjał, a jednak gdzieś po drodze coś nie do końca zaiskrzyło.

Narracja

W tej książce autorka postawiła na narrację trzecioosobową — typową dla literatury obyczajowej. Narrator wszechwiedząc prowadzi nas do różnych wydarzeń i przedstawia nam myśli poszczególnych bohaterów. Nie przepadam za tego typu narracją, ale tutaj nie mogło być inaczej. Przy takiej liczbie bohaterów skrajnie różnych mógłby powstać jeden wielki chaos, ale autorka poradziła sobie wyśmienicie. Wszystko jest spójne i czyta się niezwykle lekko i przyjemnie.

Bohaterowie

Tutaj mam pewien problem. Autorka zbyt powierzchownie skupia się na emocjach bohaterów. Mówi o ich przeszłości i korzeniach, o wzlotach i upadkach, ale nie zgłębia się w ich myśli. Bardzo mi to przeszkadzało, bo bez emocji postacie były dla mnie tylko papierowymi marionetkami. Rozumiałam stan Julii, jej stratę, lubiłam czytać wspomnienia, jakie ujawniła, ale chciałam też poczuć jej ból dotkliwie, móc się w nią wczuć, jednak bez jej emocji nie było mi to dane. Jeżeli chodzi o Roberto, to jest on dla mnie nadal zagadką pomimo tego, że niemal połowa książki skupia się wyłącznie na nim. Nie wiem dlaczego, ale i tym razem autorka nie wkracza w sferę emocjonalną bohatera, nie daje nam jego myśli, traktuje go pobieżnie. Nie da się ukryć, że Luanne Rice jest miłośniczką retrospekcji, to dzięki nim stara się zbudować bohaterów, jednak jak dla mnie to epizody z przeszłości są zbyt chybotliwym fundamentem budowania postaci. Moim zdaniem autor musi przede wszystkim pozwolić mi wejść w psychikę fikcyjnych osób, abym mogła się z nimi zjednać, poczuć ich smutek, dzielić z nimi rozterki. Tego tutaj nie było.

Fabuła

Cała fabuła oscyluje między głównym bohaterem a bohaterką. Ich relacja jest pozbawiona miłosnego podtekstu — przynajmniej na początku powieści. Autorka nie skupiła się na kreowaniu romantycznych wątków, wrzuca nas w wir przyjaźni i braterskiego oddania. Tematem przewodnim staje się odnalezienie Rosy — dziewczynki, która kilka lat temu zaginęła na pustyni. Luanne Rice porusza bolesny temat imigracji, ukazuje determinację ludzi, którzy pragną się wyrwać do lepszego, bogatszego, szczęśliwszego świata. Dzięki wspomnieniom Roberto ukazała nam, jak długą drogę musiał przejść, aby znaleźć się tu, gdzie jest teraz. Dzięki nadziei, jaką zaszczepiła w nim Julia, pragnie poszukać Rosy, dzięki przyjaciółce poszukiwania stają się realne, poszlaki namacalne... ale czy zakończenie historii będzie dla bohaterów szczęśliwe? Czy Roberto jest gotowy na poznanie prawdy? No i najważniejsze, jaka okaże się prawda?

Warsztat

Luanne Rice w piękny plastyczny i wręcz malowniczy sposób opisuje nam całe otoczenie. Tytułowy cytrynowy sad, staje się dla nas namacalnym obiektem, czujemy się, jakbyśmy przebywali wśród cytrynowych drzew. Język, jakim posługuje się autorka, jest dojrzały, aczkolwiek łatwy, świadczy jedynie o doskonałości jej warsztatu. Myślę, że jeszcze nie jeden raz sięgnę po książkę tej autorki, gdyż lekkości jej pióra nakazuje mi dać jej kolejną szansę, może inna książka okaże się dla mnie bardziej emocjonująca?


Cytrynowy sad, ksiażka o przyjaźni, imigranci, Luanne Rice, wydawnictwo kobiece, nowość wydawnicto kobiece, cytryny, okładka z cytryną, klimatyczna obyczajówka, książka obyczajowa, obyczaj, narracja w ksiażce obyczajowej, klimatyczna powieść, powieść, ksiażka, o utraconych nadziejach,


Cytrynowy sad to mimo wszystko ciepła i klimatyczna opowieść. Historia o poszukiwaniu szczęścia, o utraconych i odzyskanych nadziejach, o bezgranicznej rodzicielskiej miłości. A przede wszystkim o bakcylu potrzebnym do życia. Luanne Rice pokazała nam, że nawet jak jest źle i cały świat nastawił się przeciwko nam, gdzieś tam jeszcze we wszechświecie jest szansa na odnalezienie przynajmniej drobnej iskry szczęścia. Mogę polecić przede wszystkim wielbicielom sielskich, klimatycznych i urokliwych obyczajówek, nie powinniście czuć się zawiedzeni.

 Za możliwość przeczytania dziękuję

Zachęcam do zapoznania się również z innymi książkami dla kobiet na stronie księgarni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Książko, miłości moja. , Blogger