07:00

Czy wiecie, że nieszczęścia chodzą całymi stadami?!

Nieszczęścia chodzą stadami.
Autor: Agata Przybyłek

Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 16 marca 2016 r.
Gatunek: Literatura obyczajowa
Liczba stron: 375
Ocena: 5/6 (rewelacyjna) 












Mawia się, że nieszczęścia chodzą parami... w tym przypadku poruszają się nawet całymi stadami! Jednak nie od dziś wiadomo, że po każdej burzy wchodzi słońce, ale czy na pewno? Czy wszystko zawsze musi się dobrze kończyć?

Agata Przybyłek to studentka psychologii na Uniwersytecie Gdańskim oraz młoda polska autorka. Na rynku wydawniczym zadebiutowała powieścią  Nie zmienił się tylko blond, która podbiła wiele czytelniczych serc (w tym moje!). Nieszczęścia chodzą stadami to jej kolejny wyczyn sprawdźmy, czy dobry.
,, [...] Zna pan takie powiedzenie, że nieszczęścia chodzą parami? W mimo przypadku to już chyba stada"

Pani Halinka, którą mogliśmy już poznać w poprzedniej powieści autorki, to charyzmatyczna postać, kobieta pełna energii pomimo upływu lat. Jednak po wyprowadzce córki i wnucząt przeżywa chwile słabości, czuje się niepotrzebna i niedowartościowana. Jak dar z nieba spada jej chrześnica Marta, która właśnie wraca zza granicy i nie ma się gdzie podziać. Pani Halina znów czuje się potrzebna, nie może się doczekać, kiedy w jej domu pojawi się Marta z córeczką... sprawy zaczynają się komplikować w momencie pojawienia się chrześnicy. Okazuje się, że wróciła ona do kraju z dwójką dzieci, a nie z jednym, na domiar złego jej syn jest czarnoskóry. Od teraz szalona pani Halina robi wszystko, aby obrzydzić Martusi wieś, usuwa z domu wszelkie wygody i serwuje skąpe posiłki. Może nie brzmi to najlepiej, ale uwierzcie mi na słowo, jest lepiej niż można sobie to wyobrazić.

Mamy w tym przypadku do czynienia z klasyczną powieścią obyczajową, więc dostajemy narrację trzecioosobową. Wspomniałam wcześniej, że postacie pojawiające się w tej pozycji, są nam dobrze znane z poprzedniej książki pani Agaty, jednak jeżeli nie znacie Nie zmienił się tylko blond (to nadróbcie zaległości!), to nie będzie wam to przeszkadzało w czytaniu tej powieści, ponieważ wątki nie łączą się ze sobą w znaczący sposób.
Zacznę może od małego porównaniu tej pozycji z debiutancką książką autorki. W blondzie dostaliśmy potężną dawkę humoru, tam działo się wiele śmiesznych i niezapomnianych rzeczy. Jednak w tej pozycji jest inaczej. Tutaj pomimo wszelkiej lekkości powieści dostajemy kilka aspektów ważnych w codziennym życiu. Autorka mówi o potrzebie poczucia bezpieczeństwa, o wzorcach wyniesionych z domu, jak również o pragnieniu miłości, przynależności i zwykłej ludzkiej bliskości. Oczywiście w całym obrazie powieści nie zabrakło przezabawnych scen, ale nie było ich już tak wiele, jak w blondzie. Czy nad tym ubolewam? Nie sądzę. Autorka pokazała, że potrafi bawić i wzruszać jednocześnie. 
,,[...]- Stójże prosto![...] 
   - Stoję przecież - Henryk obruszył się urażony. 
   - Zgarbiony jak wieprz!
   - Wieprze się nie garbią, to czworonogi - odparł czerwony ze złości [...]"


W Nieszczęścia chodzą stadami mamy idealnie oddany klimat polskiej wsi. Nie tylko pod względem malowniczej natury, ale przede wszystkim pod względem ludzkich zachowań. Minimalne zacofanie i wszechogarniające wścibstwo to te cechy, które kształtują mieszkańców wsi. Momentami dość teatralne zachowania mieszkańców Sosenek wzbudzały we mnie niechęć, ale to tylko dlatego, że zdawałam sobie sprawę z tego, że tak właśnie w tych mniejszych miejscowościach bywa. Co jeszcze mi się podobało? To, w jaki sposób autorka zbudowała postacie, każda z nich to mocna indywidualna jednostka. Jedne postacie są zarysowane wyraźnie, inne tylko odrobinę wspomniane, jednak każdy z tych bohaterów rzuca znaczące światła i cienie na całą opowieść. Odrobinę zabrakło mi bliźniaków znanych z poprzedniej części, jednak jest z nimi jeden bardzo śmieszny epizod, który w drobnym stopniu rekompensuje mi brak tych małych urwisów w fabule. 
Skoro jesteśmy już przy postaciach, najbardziej do gustu przypadła mi Marta, którą autorka zbudowała bardzo sumiennie i od podstaw. Wiemy, co ukształtowało tę postać, dostajemy wiele wspomnień dziewczyny i możemy ją analizować. Współczułam jej i doskonale rozumiałam jej zagubienie i nieufność. Dziewczyna wiele w życiu przeszła, ale z każdym upadkiem wstawała silniejsza. 
 
Agata Przybyłek to róża w świecie polskiej literatury obyczajowej. Możemy zaobserwować, jak na naszych oczach rozkwita. Jej książki są lekkie, a jednocześnie ukazują problemy prawdziwych ludzi. Jestem pod wrażeniem wyobraźni, ale nie tylko! Autorka wypracowała sobie swój własny styl, którego można jej pozazdrościć. Może odrobinę powiela znajome schematy typowe dla tego gatunku, ale jednocześnie czuć z jej książek dozę oryginalności, a wszystko za sprawą specyficznego poczucia humoru, który dodaje książce wiarygodności.

No i najważniejsze! Zakończenie! Kto czyta powieści obyczajowe, ten zapewne wie, że są momentami do bólu przewidywalne... jednak nie tym razem! Autorce udało się mnie zmylić i zaskoczyć zakończeniem. Dostajemy dość prosty, na pierwszy rzut oka, wątek miłosny. Jednak pani Agata Przybyłek postanowiła w nim zamieszać i wywrócić wszystko do góry nogami. Za to wielki plus.  


Nieszczęścia chodzą stadami to bardzo ciepła i klimatyczna opowieść. Jest lekka, a jednocześnie gdzieś po drodze uświadamia nam, że rodzina i poczucie bezpieczeństwa są najważniejsze. Polecam wszystkim wielbicielom literatury obyczajowej, gwarantuje wam, że się nie zawiedziecie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Książko, miłości moja. , Blogger