Trzecie spotkanie z bohaterami Czerwonej królowej, po raz kolejny
zmierzam się z ich problemami i nadwyraz niewiarygodnym światem. Czy tym
razem obyło się bez zgrzytów?
Fabułę streszczałam już przy
omawianiu pierwszego (Tutaj) i drugiego tomu (Tutaj). Nie wiem, co tym
razem mogę jeszcze powiedzieć, aby uniknąć spojlerowania
poprzednich części. Powiem tylko, że nadal trwa wielka wojna, a młody
król nie potrafi poradzić sobie z kolejnymi buntującymi się osobami nie
tylko z rodu czerwonych, ale również srebrnych. Czy to będzie upadek
wielkiego królestwa? Czy nadszedł kres panowania Srebrnego Króla?
Tym
razem autorka postawiła na naprzemienną narrację. Rozdziały pisane są z
perspektywy Mare i Cameron. Przy końcu dostajemy też punkt widzenia Evangeline
i to daje nam wielkie pole do popisu i uruchomienia naszej wyobraźni.
Mogłam zrozumieć postępowania innych bohaterów, odrobinę się z nimi
zjednać i poznać ich motywy działania. Mare nadal jest pełna
sprzeczności, potrafi wzburzyć, zirytować, ale również zaskoczyć swoim
zachowaniem. Momentami miałam jej dość, chciałam wymazać ją z fabuły,
innym razem nie wyobrażałam sobie tej serii bez niej. Wiele można
powiedzieć o tej bohaterce, ale z pewnością nie to, że jest prosta w
rozumowaniu i przewidywalna. Charyzma tej młodej osóbki miesza się z
momentami jej infantylnego zachowania, sprawiając, że postać staje się
wielowymiarowa, niespotykana i budząca skrajnie różne emocje. Jej niemal
nieistniejący emocjonalny związek z Calem nadal majaczy w tle, a ja już
sama nie wiem, czy chcę, aby się wydarzył, czy mam go zwyczajnie dość.
Zaczynam się wkręcać w zupełnie inne wątki, ważniejsze i nawet moja
romantyczna dusza została uśpiona i nie domaga się zwieńczenia wątku,
który od początku był tylko zjawą majaczącą w tle fabuły. Ponadto
spostrzegłam, że darzę coraz mniejsza sympatią Cala. Z rozdziału na
rozdział, z tomu na tom staje się dla mnie miałkim i niewymiarowym
bohaterem, człowiekiem, którego zazwyczaj możemy minąć na ulicy i nic w
nim nie sprawi, że zechcemy zatrzymać na nim swój wzrok. Jest wrażliwy,
kochany słodki i ... za kochany, za słodki, za wrażliwy. Jestem ciekawa,
w jaki sposób Aveyard rozwiąże te niewinne miłostki z drugiego planu i czy finiszem będę usatysfakcjonowana.
W
Królewskiej klatce, w odróżnieniu od Szklanego miecza, akcja nabiera
rozpędu. Jeszcze nie powala swoją prędkością, ale nie jest już tak
mozolna, jak poprzednim razem. Trzeci tom serii trzyma poziom Czerwonej
królowej i sprawia, że drobne rozczarowanie drugim tomem, odchodzi w
niepamięć. Tutaj wiele się dzieje, zarówno na płaszczyźnie emocjonalnej,
jak i fizycznej. Trwa bunt, a co za tym idzie mamy kilka walki, bitew i
mniejszych lub większych intryg. Poznajemy nowe postacie, dostajemy
nowe fakty i z całych sił staramy się poskładać je w jedną racjonalna
całość. Myślę, że autorka nie zdradzi żadnych konkretów do ostatniego
tomu, czuję, że to właśnie wtedy wyciągnie Asa, którego chowa gdzieś w
rękawie i sprawi, że wszyscy niemało się zdziwimy.
Nadal w sposób
wyraźny i kontrastowy podkreślone są relacje rodzinne, przyjaźnie
między sferą Srebrnych a Czerwonych. Załóżmy hipotetycznie, iż Srebrni
to bogacze a Czerwoni biedacy, klasa robotnicza. Opierając się na tej
hipotezie, autorka uchwyciła relacje międzyludzkie w sferze biedaków i
bogaczy. Ci pierwsi mają niewiele, ale szanują się nawzajem, darzą się
ponadczasowymi i nieprzeciętnie silnymi uczuciami, natomiast bogacze
mają wszystko, wielkie salony, drogie sprzęty i ubrania, brak im jednak
miłości, przyjaźni i ścisłych więzi rodzinnych. U Srebrnych wszystko
jest na pokaz, nie możesz żyć, jak chcesz, musisz się podporządkować,
rodzicom, rodom, królom i wszystkim ludziom żyjącym w Twoim kręgu.
W
Królewskiej klatce uwydatnił się wątek miłosny, nie gra pierwszych
skrzypiec, ale jednak jest bardziej zarysowany. Czekałam na ten wątek od
pierwszego tomu, wypatrywałam go na horyzoncie, żeby teraz, kiedy już
się pojawił, stwierdzić, że bohaterowie, których połączyłam w swojej
wyobraźni i połączyła ich autorka, zupełnie do siebie nie pasują.
Chciałabym, żeby Victoria Aveyard w kolejnej części namieszała bardziej w życiu bohaterów, bo zaczął mnie intrygować zupełnie inny bohater niż poprzednio.
Oceniając
tę serię, przez pryzmat już wydanych część, muszę przyznać, że jestem
mile zaskoczona i pełna podziwu dla autorki. Trzeba cechować się wielką i
nieograniczoną wyobraźnią, aby wykreować i dopracować tak niewiarygodny
świat. Tutaj fikcja zlewa się z rzeczywistością, w prosty i
niewyszukany sposób. Każda z postaci, posiadająca niewiarygodny dar,
wyróżniająca się wśród swojego rodu, jest czymś bajecznym,
niewyobrażalnym i momentami strasznym. Jednocześnie w tych
ponadprzeciętnych istotach jest mnóstwo naszych cech, możemy się bez
problemu z nimi zjednać i choć nigdy nie posiądziemy ich mocy, to jednak
w przyziemnych sprawach wiele nas łączy.
Królewska klatka to kolejna cześć serii, która więcej plącze i komplikuje, niż wyjaśnia. Nadal nie wiem i nie jestem w stanie nawet przewidzieć, w jakim kierunku pójdzie fabuła. Staram się interpretować zachowania bohaterów, wczuwać się w autorkę i zrozumieć jej konspekt, jednak nie potrafię tego uczynić. Nie wiem, co autorka jeszcze wymyśli i do jakiego końca to wszystko zmierza. O tej serii można powiedzieć wiele, ale z pewnością nie to, że jest przewidywalna, mdła i nudna. Owszem akcja bywa powolna, ale zupełnie nie ujmuje wartości lektury. Polecam!
Za możliwość przeczytania dziękuję:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz