Miłość przychodzi znienacka, nie da się jej uniknąć, a tym bardziej zatrzymać.
Dlaczego pokochałam Maybe someday? Dowiecie się już za moment.
Sydney jest młodą kobietą, ma dość poukładane życie. Mogłoby się wydawać, że jest szczęśliwa. W jeden dzień traci wszystko, chłopaka, przyjaciółkę i dach nad głową. Wtedy pomocną dłoń wyciąga do niej chłopak z sąsiedztwa.
Ridge jest muzykiem, pisze teksty dla zespołu brata. Obecnie jednak jest wypalony artystycznie. Nie ma natchnienia, nie potrafi napisać dobrej piosenki. Spędza wieczory, grając na gitarze, na swoim balkonie. Zauważa dziewczynę, która co wieczór wychodzi na balkon posłuchać, jak on gra. Nawiązują ze sobą kontakt, Sydney staje się jego muzą.
Wymieniają się numerami telefonów i esemesują. Ridge ze swojego okna widzi co dzieje się w mieszkaniu Sydney. Kiedy świat dziewczyny wywraca się do góry nogami, On proponuje jej wolny pokój w swoim mieszkaniu.
Zapowiada się pięknie, on gra na gitarze, ona pisze teksty, czyż nie brzmi romantycznie?
Kiedy zaczynałem czytać tę książkę, wiedziałam, że to romans jakich wiele. Prosty i nieskomplikowany. Jednak Colleen Hoover po raz kolejny udowodniła mi, że w jej powieściach nie może się obyć bez skrajnych emocji. Miłość opisana w sposób, który poruszy najtwardsze serca, udowodni, że najważniejsze w życiu są uczucia. Pokaże, że z prawdziwą miłością nic nie może się równać i tylko miłość potrafi zburzyć mury, jakie tworzymy wkoło siebie!
Colleen Hoover w tej książce nie pisze tylko o miłości, pokazuje również przyjaźń we wszystkich jej odcieniach. Sytuacje, jakie mają miejsce w powieści, doprowadzały mnie niejednokrotnie do śmiechu. W przypadku tych bohaterów powiedzenie Kto się lubi, ten się czubi, jest jak najbardziej trafne! Potyczki językowe postaci i ich charyzma sprawiły, że z wielkim żalem opuszczałam ten wymyślony przez autorkę świat!
Colleen Hoover po raz kolejny pokazała swój kunszt autorski z najlepszej strony. Wprowadziła nas w świat muzyki i trafiła w najczulsze struny duszy i serca. Najpiękniejsze w tej historii jest to, że autorka nie przerysowała niczego, nie nagięła zasad i nie wyolbrzymiła żadnych spraw. Relacja między bohaterami rozwija się powoli i subtelnie. Na ich drodze pojawiają się drobne komplikacje, które uwiarygadniają fabułę. Wszystko jest zachowane w przyjemnym i klimatycznym tonie.
Wszystko było dopracowane i dopięte na ostatni guzik. Powieść może odrobinę słodka i lukrowa, ale przy tym wypełniająca serce po brzegi przyjemnym uczuciem ciepła. Cała fabuła okraszona jest przepiękną i wyjątkową muzyką, która wwierca się w pamięć i sprawia, że jeszcze długo zostajemy w tym słodkim świecie Sydney.
Dlaczego pokochałam Maybe someday? Dowiecie się już za moment.
Sydney jest młodą kobietą, ma dość poukładane życie. Mogłoby się wydawać, że jest szczęśliwa. W jeden dzień traci wszystko, chłopaka, przyjaciółkę i dach nad głową. Wtedy pomocną dłoń wyciąga do niej chłopak z sąsiedztwa.
Ridge jest muzykiem, pisze teksty dla zespołu brata. Obecnie jednak jest wypalony artystycznie. Nie ma natchnienia, nie potrafi napisać dobrej piosenki. Spędza wieczory, grając na gitarze, na swoim balkonie. Zauważa dziewczynę, która co wieczór wychodzi na balkon posłuchać, jak on gra. Nawiązują ze sobą kontakt, Sydney staje się jego muzą.
Wymieniają się numerami telefonów i esemesują. Ridge ze swojego okna widzi co dzieje się w mieszkaniu Sydney. Kiedy świat dziewczyny wywraca się do góry nogami, On proponuje jej wolny pokój w swoim mieszkaniu.
Zapowiada się pięknie, on gra na gitarze, ona pisze teksty, czyż nie brzmi romantycznie?
Kiedy zaczynałem czytać tę książkę, wiedziałam, że to romans jakich wiele. Prosty i nieskomplikowany. Jednak Colleen Hoover po raz kolejny udowodniła mi, że w jej powieściach nie może się obyć bez skrajnych emocji. Miłość opisana w sposób, który poruszy najtwardsze serca, udowodni, że najważniejsze w życiu są uczucia. Pokaże, że z prawdziwą miłością nic nie może się równać i tylko miłość potrafi zburzyć mury, jakie tworzymy wkoło siebie!
Colleen Hoover w tej książce nie pisze tylko o miłości, pokazuje również przyjaźń we wszystkich jej odcieniach. Sytuacje, jakie mają miejsce w powieści, doprowadzały mnie niejednokrotnie do śmiechu. W przypadku tych bohaterów powiedzenie Kto się lubi, ten się czubi, jest jak najbardziej trafne! Potyczki językowe postaci i ich charyzma sprawiły, że z wielkim żalem opuszczałam ten wymyślony przez autorkę świat!
Colleen Hoover po raz kolejny pokazała swój kunszt autorski z najlepszej strony. Wprowadziła nas w świat muzyki i trafiła w najczulsze struny duszy i serca. Najpiękniejsze w tej historii jest to, że autorka nie przerysowała niczego, nie nagięła zasad i nie wyolbrzymiła żadnych spraw. Relacja między bohaterami rozwija się powoli i subtelnie. Na ich drodze pojawiają się drobne komplikacje, które uwiarygadniają fabułę. Wszystko jest zachowane w przyjemnym i klimatycznym tonie.
Wszystko było dopracowane i dopięte na ostatni guzik. Powieść może odrobinę słodka i lukrowa, ale przy tym wypełniająca serce po brzegi przyjemnym uczuciem ciepła. Cała fabuła okraszona jest przepiękną i wyjątkową muzyką, która wwierca się w pamięć i sprawia, że jeszcze długo zostajemy w tym słodkim świecie Sydney.
Maybe someday
to ciepła, klimatyczna i wypełniająca miłością lektura. Autorka
udowodniła, że prawdziwa druga połówka znajdzie nas wszędzie pomimo
przeciwności losu i wszelkich niepowodzeń. Nigdy nie zapomnę tej książki
i wiem, że będę do niej wracać jeszcze niejednokrotnie. Prawdziwy
majstersztyk!
Wspaniała muzyka z książki!
Postanowiłam odświeżyć moje opinie. Ta jest jedną z pierwszy opinii, jakie pojawiły się na blogu!
Postanowiłam odświeżyć moje opinie. Ta jest jedną z pierwszy opinii, jakie pojawiły się na blogu!
Kolejna cudowna perełka pani Colleen Hoover.Cudowna , rewelacyjna ,pełna emocji historia Ridga i Sydney przez tydzień dochodziłam do siebie po przeczytaniu Maybe Someday , ale było warto bo książka jest fantastyczna.
OdpowiedzUsuń