06:30

Zegarmistrz światła purpurowy...

Kolekcja Ringelmanna
Autor: Adam Ubertowski
Wydawnictwo: Oficynka
Liczba stron: 250
Gatunek: Kryminał
Ocena: 3+/6 (przeciętna)













Pan Adam Ubertowski ma na swoim koncie już kilka książek. Dla mnie jest to pierwsze spotkanie z tym autorem. Czy byłam zachwycona? O tym za moment.

Doktor Figlon mistrz metateorii wspomina nam swoje pierwsze śledztwo. Przed laty w Grand Hotelu odbywał się zjazd pasjonatów zegarków. Jak sami twierdzą zegarki to rodzaj ekskluzywnej biżuterii męskiej, nie służą tylko do pomiaru czasu. Kolekcjonerzy opowiadają o swoich zdobyczach, fascynują się nowościami i przechwalają swoimi kolekcjami. Radość zjazdu nie trwa długo, bo już następnego dnia zostają znalezione zwłoki Maxa Ringelmanna — jego kolekcji zegarków zazdrościli wszyscy. Kto przyczynił się do śmierci Maxa? Czy zabójstwo miało tylko charakter rabunkowy? A może chodzi o coś więcej?

Cała książka jest w formie wspomnienia. Figlon w oczekiwaniu na swoją małżonkę przybliża nam pierwsze swoje śledztwo. Jedną rzeczą, na jaką zwróciłam uwagę, była trzecioosobowa narracja, oczywiście cenię sobie taki rodzaj narracji, ale odrobinie kłóci się on ze wspomnieniami, bo niby skąd Doktor wiedział, o czym myśleli, czy co robili inni bohaterowie książki? Jest to pierwszy minus, jaki wpadł mi w oczy, ale nie przeszkadzał zbytnio w czytaniu. Język, jakim posługuje się Pan Adam, jest niezwykle wyszukany i barwny, czyta się łatwo i przyjemnie. Bardzo podobały mi się to, w jaki sposób autor przekształca przysłowia, niejednokrotnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech, ponieważ wspomniane przekształcenia są dość oryginalne i wymyślone na potrzebę chwili.

Powieść ta jest niewielkich gabarytów, mogłoby się wydawać, że będzie krótko zwięźle i na temat. Tak też myślałam, że dostanę morderstwo, śledztwo i koniec. Niestety tak się nie stało. Przez sto stron (a to niemalże połowa książki!) jesteśmy zanudzani opowieściami o zegarkach. Autor też na tych pierwszych stronach postanowił udowodnić nam, że kobiety są materialistkami. Oczywiście mu się to udało. Dopiero po magicznej setnej stronie akcja w końcu przyspiesza. Dostajemy brutalne morderstwo i inspektora, który nie potrafi sobie z nim poradzić. Zwraca się z prośbą o pomoc do doktora Figlona i właściwie dopiero zaczyna się śledztwo. Nie mogę powiedzieć, że książka zrobiła na mnie wrażenie, była ona raczej przeciętna. Oczywiście miała plusy, które jeszcze za moment omówię, ale miała też jeden wielki minus! Nie była tym, czego oczekiwałam. Zagadka kryminalna bardzo prosta, od razu przypuszczałam kto, maczał palce w tej zbrodni. Akcja ledwo się rozkręciła, a już nadeszło zakończenie powieści. Autor nie zbudował napięcia albo zwyczajnie ja go nie poczułam. Nie mogłam tropić, śledzić i spekulować, a to najbardziej lubię w kryminałach. Nie byłam zwodzona, wszystko było podane na tacy.

 Podobało mi się to, że w książce jest poruszana tematyka czasu. Doktor mówi o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, takie rozmyślania mogłyby zmusić czytelnika do refleksji, ale nie zmuszają, bo nie zostają rozwinięte. Może i książka jest w jakiś sposób wielowątkowa, mamy układy zazdrość i romanse, ale brak jej ,,tego czegoś”, tego magicznego pierwiastka, który przyciąga czytelnika i nie pozwala odejść. Opis fabuły jest wielce obiecujący, a sama książka nie spełnia tych obietnic Jest mdła, nijaka i nie wyróżnia się na tle innych, a raczej ginie w tłumie innych lepszych lektur. Szkoda, bo miała potencjał i to duży.

 Kolekcja Ringelmanna to średniej jakości kryminał. Drogi czytelniku jeżeli lubisz proste i nieskomplikowane zagadki kryminalne to jest niewątpliwie powieść dla Ciebie. Mnie nie zachwyciła, ponieważ ja wole tropić i dawać się zwodzić. Nie wiem, czy koneserzy dobrych kryminałów znajdą to coś dla siebie.

Za możliwość przeczytania dziękuję

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Książko, miłości moja. , Blogger